Czy spotkał się pan z sytuacją, że osoba potrzebująca pełnomocnika z urzędu go nie otrzymała, a tej, którą było stać na opłacenie zastępstwa procesowego, przyznano je z urzędu?
Przykład z życia – osoba ubiegająca się pomoc prawną w postępowaniu karnym, będąca ofiarą przemocy domowej, zatrudniona na ¾ etatu za najniższą krajową, otrzymała decyzję odmowną (wiem, bo sam pomagałem jej pisać odwołanie). Uzasadniono to tym, że nie jest to sprawa nagła i można się było przygotować. Drugi przykład – sprawa cywilna w której jedna ze stron formułuje pisma bardzo poprawnie przygotowane, ale nacechowane agresją do mnie jako pełnomocnika, jak i do mojego klienta – otrzymuje pełnomocnika z urzędu. I odnoszę wrażenie, że gdyby nie właśnie ta agresja, to uzyskanie go byłoby trudne. Bo pełnomocnik kanalizuję agresję strony, która w innym przypadku mogłaby się zwrócić w kierunku sądu.
Jakieś inne przykłady
Pamiętam np. sprawę sprzed lat, w której cudzoziemiec zarzucał sąd dziesiątkami różnych wniosków, słabo napisanymi po polsku (nie chciał bowiem płacić za tłumacza), aż w końcu wyznaczono mu pełnomocnika z urzędu. Nie przyznano mu jednak tłumacza, więc ten pełnomocnik sam musiał tłumaczyć dokumenty i porozumiewać się z klientem. Kolejny przykład, tym razem odmowy przyznania zastępstwa z urzędu, to sprawa dość niedawna. Klient dysponował co prawda majątkiem, ale była to nieruchomość, w dodatku niesprzedawalna bo stanowiła przedmiot postępowania. No ale skoro miał majątek, to pełnomocnika z urzędu mu odmówiono. Przy tym jest jeszcze jeden problem.
Jaki dokładnie?