Południe Polski nawiedziła wielka powódź. I choć walka z żywiołem trwa, to najgorsze, miejmy nadzieję, już minęło. Oszacowaliście już skutki tego kataklizmu?
Te szacunki wciąż trwają, bo przede wszystkim skoncentrowaliśmy się na niesieniu pomocy poszkodowanym w wyniku powodzi i deszczów nawalnych. Od początku wysyłamy naszym klientom wiadomości sms z informacją o ochronie ubezpieczeniowej i dostępnych ścieżkach zgłaszania szkód. Udostępniliśmy specjalną infolinię dla tych osób oraz wzmocniliśmy zespoły szkodowe do obsługi tych zgłoszeń, w tym te na miejscu na najbardziej dotkniętych obszarach. Cała nasza branża stanęła w pełnej gotowości, by nieść pomoc swoim klientom i to są te momenty, kiedy rzeczywiście widać, że ubezpieczenia działają.
W tym kontekście pojawia się często temat niedoubezpieczenia czy też luki ubezpieczeniowej. Chodzi o sytuację, w której majątek jest niedostatecznie ubezpieczony, poniżej wartości. Dotyczy to też zdrowia i życia. To poważny problem?
Tak, bardzo poważny i cały czas aktualny. Z perspektywy makro jesteśmy społeczeństwem niedoubezpieczonym. Nie chronimy swojego życia i mienia tak dobrze, jak nasi sąsiedzi z krajów Unii Europejskiej. W ubezpieczeniach domów i mieszkań sytuacja wygląda lepiej, bo dociera do nas świadomość ryzyka zmian klimatu i gwałtownych wyładowań atmosferycznych. Ale, patrząc na segment ubezpieczeń na życie, powinniśmy zdecydowanie lepiej zabezpieczać siebie i swoich bliskich. To jest praca do wykonania zarówno dla ubezpieczycieli, jak i społeczeństwa.
Z kolei w wymiarze mikro obserwujemy ten problem w kontekście chociażby rosnących kosztów napraw. Sumy ubezpieczeń, które były aktualne jeszcze kilka lat temu, ze względu na inflację, rosnące ceny materiałów czy robocizny, nie pokrywają już tych kosztów. Jako branża, także za pośrednictwem agentów i brokerów, staramy się uświadamiać klientom konieczność urealniania, zwiększania sum ubezpieczenia, tak aby w razie szkody dało się z nich pokryć wydatki związane z naprawą, odtworzeniem mienia czy leczeniem. Są obszary, gdzie ta świadomość jest większa. Tak dzieje się na przykład w ubezpieczeniach korporacyjnych, natomiast w przypadku ubezpieczeń indywidualnych sytuacja jest bardziej złożona.
Jeden z dużych polskich ubezpieczycieli jeszcze przed powodzią zasygnalizował, że gorszy niż przed rokiem sezon burzowy już odbił się na jego wynikach. Jak to wygląda u was?
Jak rozumiem, chodzi o ubezpieczenia upraw, ale w Uniqa nie obejmujemy ochroną tego ryzyka. Natomiast w ubezpieczeniach domów i mieszkań odnotowujemy w ciągu roku gwałtowne zjawiska pogodowe, które zapewne będą miały wpływ na wyniki.
Tuż przed powodzią ogłosiliście wyniki za pierwsze półrocze 2024 r. Są powody do zadowolenia?
Tak, zdecydowanie. Nasz biznes szybko się rozwijał w pierwszej połowie roku. Składka zebrana urosła o 16 proc., wynik brutto o 21 proc. Uniqa w Polsce daje solidny wkład do wyników całej Grupy Uniqa, która urosła w regionie Europy Środkowo-Wschodniej o 12,3 proc.