Nie zanosi się na koronaobligacje

Wewnętrzne sprzeczności strefy euro nabrzmiały politycznie jak nigdy dotąd – uważa Konrad Szymański, minister ds. UE.

Publikacja: 20.04.2020 18:32

Nie zanosi się na koronaobligacje

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

W czwartek przywódcy Unii pochylą się nad pomysłem euroobligacji. Dla prezydenta Macrona to „godzina prawdy" dla strefy euro, dla Unii. Wspólnota może stać się ofiarą wirusa?

Przywódcy pochylą się nad wieloma rozwiązaniami, które na poziomie UE mają chronić europejską gospodarkę przed skutkami kryzysu. Najpierw muszą się odnieść do ustaleń ministrów finansów z poprzednich tygodni. Ale przede wszystkim wyznaczyć kierunek dla Funduszu Odbudowy i określić rolę wieloletnich ram finansowych w kryzysie. Koronaobligacje są najbardziej wybuchową stroną tej dyskusji, ponieważ prowadzą wprost do uwspólnotowienia długu w strefie euro. Jest to radykalnie odrzucane przez najbogatsze państwa UE. Problem jest dobrze znany od kryzysu zadłużeniowego w 2008 roku. Pokazuje sztywne ograniczenia solidarności strefy euro i faktycznie – wobec rozmiarów dzisiejszego kryzysu – stwarza ryzyka dla całej UE.

Hiszpania mimo to forsuje fundusz aż półtora biliona euro lewarowany dzięki większemu budżetowi UE...

Podobnie jak Hiszpania jesteśmy zdania, że potrzebna jest ambitna odpowiedź na kryzys na poziomie europejskim. Mamy wiele punktów wspólnych dotyczących przyszłego budżetu, jego wielkości czy roli polityki spójności i wspólnej polityki rolnej w odbudowie. Hiszpańska wizja Recovery Fund zakłada uwspólnotowienie długu w wysokości ok. 1 proc. PKB UE. Analizujemy tę propozycje życzliwie, ale musimy pamiętać, że temat uwspólnotowienia długu jest obecny w debacie europejskiej od 2008 r. i był dotychczas stanowczo odrzucany przez kraje Północy.

Euroobligacje odnoszą się do unii walutowej, ale decyzja nie zapadnie bez wysłuchania państw UE, które nie mają euro. Polska popiera takie wspólne instrumenty dłużne?

W naszym interesie jest uzdrowienie sytuacji w strefie euro, ponieważ jesteśmy silnie powiązani handlowo. Polityczna destabilizacja UE jest także dla naszego regionu czymś złym. Dlatego Polska domaga się rozwiązań na poziomie unijnym, które będą adekwatne do skali kryzysu. Stąd nasz krytyczny odbiór pierwszych, nieśmiałych kroków i poparcie dla zaangażowania Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM), EBI i stworzenia SURE (fundusz dla bezrobotnych – red.). Dbamy skutecznie o to, by pomoc unijna dla państw strefy euro i państw spoza strefy była proporcjonalnie dostępna na uczciwych zasadach. Jednak w sprawie koronaobligacji najpierw porozumieć się muszą państwa strefy euro. Nie zanosi się na to.

Kraje południa Europy, przede wszystkim Włochy i Hiszpania, są zawiedzione dotychczasową odpowiedzią Unii na kryzys. Rośnie tam niechęć do projektu integracji. Czy może to doprowadzić do zbliżenia oceny projektu europejskiego tych państw i Grupy Wyszehradzkiej, ściślejszego między nimi współdziałania?

Stało się tragicznie, że gospodarcze konsekwencje kryzysu pandemicznego uderzyły w te same państwa – Włochy i Hiszpanię – które ucierpiały najmocniej w wyniku kryzysu zadłużeniowego 2008 roku. Te rany się tam nie zagoiły, a mamy następne ciosy. Może to wywołać niekontrolowane reakcje polityczne. Grupa Wyszehradzka jest – szczególnie na tle UE – politycznie bardzo stabilna. Polityczny sens integracji nie został tu podważony. W tym sensie idziemy innymi drogami. Ale łączy nas przekonanie, że UE musi robić więcej w sprawie przeciwdziałania skutkom kryzysu.

Polska nie jest w strefie euro, przez co nie ma dostępu do zasadniczej części pomocy, jaką wstępnie uzgodnili ministrowie finansów: z ESM. Pandemia ujawnia korzyści z członkostwa w unii walutowej czy mocniej pokazuje, że lepiej być poza nią?

ESM ma być jednym z trzech filarów tej drugiej transzy działań antykryzysowych. Polska zabezpieczyła sobie dostęp do 300 mld euro potencjalnego wsparcia z EBI i SURE, skutecznie realizując postulat, by wsparcie było dostępne dla wszystkich krajów UE.

Waluta narodowa ma swoje zalety. Korzystaliśmy z nich w kryzysie 2008 roku, korzystamy z nich i dziś. Kryzys pandemiczny pokazał, że wewnętrzne sprzeczności strefy euro, które sprowadzają się do tego, że zyski są wspólne, a straty każdy musi ponosić sam, nie zostały wyeliminowane. Wręcz przeciwnie. Politycznie nabrzmiały jak nigdy dotąd.

Niemcy uruchomiły program pomocy dla swoich firm równy 60 proc. PKB. Na to nie stać większości innych państw Unii, w tym Polski. Czy wobec takiego zachwiania równej konkurencji działanie jednolitego rynku po pandemii będzie możliwe?

Ochrona konkurencji przy takich potrzebach transferowych wszystkich państw to olbrzymie wyzwanie dla UE. Wszystkie takie programy muszą być notyfikowane w KE, która musi reagować racjonalnie na ten kryzys, traktując równo wszystkie państwa członkowskie. Ta sprawa pokazuje, że roli UE wobec kryzysu nie można sprowadzać jedynie do transferów. UE może odegrać kolosalną rolę w wychodzeniu z kryzysu przez politykę wspólnego rynku oraz racjonalną adaptację w zakresie polityki konkurencji i pomocy publicznej. Wg ostatniego raportu Unicreditu Polska podejmuje największe wysiłki antykryzysowe ratujące miejsca pracy w stosunku do PKB. Nasza tarcza społeczna to 6,7 proc. PKB dla firm, które starają się zmniejszać zakres zwolnień i zamknięć. Do tego dochodzi pokrycie do 70 proc. kosztów urlopów. Bezzwrotność tej pomocy może sięgać 4 proc. PKB lub nawet więcej.

Jest i drugi aspekt. We wszystkich wypadkach aktualnych propozycji działań na poziomie UE mówimy o gwarancjach i zwrotnych pożyczkach. Zakres pomocy w takich krajach jak Niemcy czy Polska pokazuje, że główny ciężar finansowy pomocy spoczywa na państwach członkowskich. Byłoby inaczej, gdyby nie ograniczenia finansowe narzucane Unii przez państwa północne, które są największymi beneficjantami integracji. To ważna lekcja dla wszystkich w UE.

Polska ma kilkadziesiąt razy mniej ofiar wirusa od krajów zachodniej Europy. Można to uznać za miarę sprawności państw Unii?

Wszyscy stąpamy po kruchym lodzie. Decyzje polskiego rządu i dyscyplina społeczna, zrozumienie sytuacji przez ludzi przynoszą u nas dobre efekty. Ale pamiętajmy, że ta walka trwa. Musimy chronić życie, a jednocześnie uruchamiać mechanizmy wsparcia i rozsądnego odmrażania gospodarki, by do kryzysu zdrowotnego nie dołożyć tragedii gospodarczej. Takiego testu nie przechodził żaden gabinet po 1989 roku.

W czwartek przywódcy Unii pochylą się nad pomysłem euroobligacji. Dla prezydenta Macrona to „godzina prawdy" dla strefy euro, dla Unii. Wspólnota może stać się ofiarą wirusa?

Przywódcy pochylą się nad wieloma rozwiązaniami, które na poziomie UE mają chronić europejską gospodarkę przed skutkami kryzysu. Najpierw muszą się odnieść do ustaleń ministrów finansów z poprzednich tygodni. Ale przede wszystkim wyznaczyć kierunek dla Funduszu Odbudowy i określić rolę wieloletnich ram finansowych w kryzysie. Koronaobligacje są najbardziej wybuchową stroną tej dyskusji, ponieważ prowadzą wprost do uwspólnotowienia długu w strefie euro. Jest to radykalnie odrzucane przez najbogatsze państwa UE. Problem jest dobrze znany od kryzysu zadłużeniowego w 2008 roku. Pokazuje sztywne ograniczenia solidarności strefy euro i faktycznie – wobec rozmiarów dzisiejszego kryzysu – stwarza ryzyka dla całej UE.

Pozostało 87% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 997