21-letni Tunezyjczyk o imieniu Brahim wtargnął kilka minut po 9 rano do Notre Dame, największego kościoła miasta. O tej godzinie świątynia była prawie pusta – modliło się tylko kilka osób. Zamachowiec, krzycząc, „Allahu Akbar" (Bóg jest wielki) dopadł najpierw 70-letnią kobietę, której niemal odciął głowę. Inną, 30-letnią kobietę zdołał wielokrotnie ranić nożem, zanim ta uciekła do sąsiedniej kafejki. Chwilę później zmarła jednak z nadmiernego upływu krwi.
Ofiarą zabójcy padł też 45-letni zakrystian. Zanim około 9.10 do kościoła wtargnęli policjanci, islamista ranił jeszcze kilka osób, ale ich życiu nie grozi niebezpieczeństwo. Sam morderca został postrzelony przez służby porządkowe i przewieziony do szpitala.
40 tysięcy kościołów
Dwie godziny później ten sam okrzyk (wyznanie wiary) w Awinionie wydał inny zamachowiec, również grożąc nożem przechodniom. Niemal natychmiast został jednak zabity przez służby porządkowe. Mniej więcej w tym samym czasie zaatakowany został strażnik francuskiego konsulatu w Dżuddzie, drugim co do wielkości mieście Arabii Saudyjskiej.
W każdym z tych ataków powtórzono sposób, w jaki 16 października czeczeński terrorysta zabił w jednej z podparyskich miejscowości francuskiego nauczyciela Samuela Paty, który kilka dni wcześniej pokazał na zajęciach wychowania obywatelskiego dwie karykatury Mahometa.
O ile jednak tamto zabójstwo było wycelowane w podstawowe zasady laickiej Republiki, jakimi jest wolność wypowiedzi, teraz ofiarą padł Kościół.