I rzeczywiście – na kilkanaście godzin przed debatą na Washington University w St. Louis czołowi republikanie, w tym senator i kandydat w wyborach prezydenckich 2008 r. John McCain, była sekretarz stanu Condoleezza Rice i obecny przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan wycofali poparcie dla Trumpa. Kampania miliardera znalazła się w rozsypce na cztery tygodnie przed dniem wyborów.
Kochanki Billa
Sztab Trumpa zareagował błyskawicznie. Postanowił zmienić taktykę. Pod koniec września, w pierwszej debacie telewizyjnej, którą miliarder przegrał 62 proc. do 27 proc., powstrzymywał się od personalnych ataków na Clinton. Starał się wykazać, że ma „prezydenckie" cechy, potrafi być opanowany, ma atrakcyjny program także dla wyborców politycznego centrum.
Tym razem miało być zupełnie inaczej. Po wejściu na scenę oboje kandydaci nawet nie podali sobie ręki. A po kilku minutach Trump rozpoczął nieprzerwaną serię osobistych ataków na Clinton. Gdy współprowadzący debatę dziennikarz CNN Anderson Cooper spytał o fatalne nagrania, republikanin przyznał, że „nie jest z nich dumny", ale zaraz potem wspomniał o zdradach małżeńskich Billa Clinton i o tym, jak Hillary miała szantażować pokrzywdzone kobiety, byle skandale nie wychodziły na jaw.
Debacie przysłuchiwały się byłe kochanki Billa – Kathleen Willey i Paula Jones, a także Juanita Broaddrick, która twierdzi, że późniejszy prezydent chciał ją zgwałcić. Wśród publiczności znalazła się także Kathy Shelton, która została zgwałcona w Arkansas przez 41-letniego mężczyznę. Clinton była obrońcą oskarżonego i miała, według Trumpa, śmiać się z dziewczynki podczas procesu sądowego.
Napastliwego tonu miliarder nie złagodził nawet wtedy, gdy w debacie podjęto inne tematy. Zapowiedział, że w razie zwycięstwa w wyborach powoła specjalnego prokuratora, który miałby wyjaśnić, dlaczego Clinton jako sekretarz stanu używała prywatnej skrzynki e-mailowej i po co skasowała 33 tys. e-maili. Zapowiedział nawet, że kandydatka demokratów trafi do więzienia.