Przypominamy tekst z 2009 roku
W swym raporcie Łarysa Czerednyczenko obarcza winą za udział w „rzekomym otruciu” Wiktora Juszczenki nie tylko jego współpracowników, ale także najbliższą rodzinę.
Pani prokurator, szefowa wydziału ds. kryminalnych w prokuraturze generalnej (co ciekawe, podległej prezydentowi), powołuje się na wnioski parlamentarnej komisji śledczej, która próbuje wyjaśnić kulisy głośnego zamachu na życie ówczesnego lidera opozycji ukraińskiej we wrześniu 2004 roku.
„Według zeznań świadka Dawida Żwanii, austriacki lekarz pobrał od ofiary próbki krwi. Jednak nie przebadano ich ani na Ukrainie, ani w innym europejskim kraju. Próbki potajemnie dostarczono do USA, gdzie zostały wzbogacone dioksynami. Później przekazano je do austriackiej kliniki, gdzie miał się leczyć Juszczenko” – dowodzi Czerednyczenko w raporcie opublikowanym przez ukraińskie portale.
W rozmowie z gazetą „Siegodnia” prokurator twierdziła, że dysponuje wydrukiem rozmów telefonicznych kobiety o imieniu Marta z niejakim Romanem. Mieli omawiać po angielsku kwestię transportu próbek krwi Juszczenki z USA do Austrii. Kim była tajemnicza Marta, Czerednyczenko nie ujawniła. Jednak w niektórych portalach pojawiło się nazwisko... Kateryny Juszczenko mieszkającej niegdyś w USA.