Korespondencja z Brukseli
Pożar w Morii zaskoczyć mógł tylko tych, którzy problemem ośrodków na greckich wyspach nigdy się nie interesowali. Bo zarówno organizacje pozarządowe, jak i politycy od dawna ostrzegali, że coś musi się wydarzyć w przepełnionych obozach na greckich wyspach. Zdaniem policji sami imigranci podłożyli ogień, zmęczeni serią przeciwepidemicznych restrykcji w miejscu, które już dawno nie miało nic wspólnego z zasadami humanitaryzmu. Na razie pod zarzutem podpalenia aresztowano pięciu z nich.
200 osób na jedną toaletę, brud, kolejki po paczki żywności (niewystarczające dla wszystkich), przemoc i gwałty – to była codzienność na Lesbos. Ale ci, którzy myśleli, że podkładając ogień, poruszą sumieniem Europy i zmuszą Grecję do przeniesienia ich na stały ląd, skąd może łatwiej będzie przedostać się do bogatszych krajów Północy – ostatecznego celu każdego imigranta, raczej się rozczarują.
Niemcy obiecują przyjęcie tylko nieletnich, chorych i ich rodzin w liczbie do tysiąca. Być może niektóre inne państwa Unii Europejskiej zdecydują się na podobny krok, ale w obozie Moria było około 12 tys. uchodźców. Co ciekawe, sama Grecja również nie jest zainteresowana relokacją imigrantów do bogatszych państw kontynentu. Obawia się bowiem, że w dłuższej perspektywie zwiększy to napływ imigrantów z kierunku tureckiego do niej, a w krótszej – zachęci do podpaleń w innych, przepełnionych obozach na greckich wyspach.
Komisja Europejska od miesięcy przygotowuje nowy pakiet legislacyjny dotyczący migracji. Miał on zostać ogłoszony 30 września, wydarzenia na Lesbos spowodowały przyspieszenie jego prezentacji. Nie wygląda jednak na to, by poruszające obrazy z pogorzeliska w Morii zmieniły nastawienie Unii do problemu migracji.