Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"
Partie polityczne kochają celebrytów, a oni kochają partie polityczne. Nie ma wyborów na Zachodzie, które odbyłyby się bez udziału plejady gwiazd i gwiazdeczek. Każdy kandydat na prezydenta, premiera czy posła wyciąga ich z rękawa jak iluzjonista królika z cylindra. Śpiewają na wiecach, piszą ody do swych kandydatów w prasie i spierają się w telewizyjnych debatach. Przekazują też swoim ulubieńcom pokaźne sumy na kampanię. Niektórzy „ludzie kultury” tak głęboko zanurzają się w świat wyborczych wieców i billboardów, że sami w końcu kandydują na prezydentów, posłów, radnych czy burmistrzów. W świecie, w którym politycy zachowują się jak celebryci, a polityka jest sprowadzana do show-biznesu, trudno czynić im z tego zarzut.
Czym w końcu zawodowy polityk, taki jak prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który wraz z żoną modelką półgoły biegał po plażach w Saint-Tropez i udzielał kolorowym pismom wywiadów na temat swojego życia intymnego, różni się od hollywoodzkiego aktora, który robi to samo? Polityczną kompetencją? Nie byłabym taka pewna. W epoce postmodernizmu trudno stwierdzić, co jest gorsze – poziom polityki czy poziom muzyki pop. W świecie, w którym ludzie coraz mniej interesują się treścią programów partii, a przedstawiciele elit politycznych nie mają nic do zaoferowania oprócz dobrze wyprasowanego garnituru i pasującego do niego krawata, celebryci są w stanie porwać masy do urn.
Trudno dziś stwierdzić, kto zapoczątkował trend „użytecznej gwiazdy”. Jednym z pionierów był w latach 40. amerykański piosenkarz folkowy Woody Guthrie, który wspierał partię komunistyczną, pisał polityczne pamflety w skrajnie lewicowej gazecie „The Daily Worker” i występował z napisem „Ta maszyna zabija faszystów” na gitarze. Po nim pojawiły się tłumy zaangażowanych bardów, aktorów, pisarzy, sportowców i reżyserów, którzy sprawili, że polityka zaczęła przypominać cyrk na kółkach. Sam Guthrie nigdy nie otrzymał zapłaty za swoje starania – partia komunistyczna nie chciała go przyjąć do swojego grona.
Dziś politycy są bardziej łaskawi, a poparcie odpowiedniego kandydata może pomóc ożywić niejedną podupadającą karierę artystyczną. Celebryci w kampaniach wyborczych nie pojawiają się bezcelowo. Sztaby wyborcze wiedzą, że sławy wpływają na kształtowanie się opinii społeczeństwa. A gwiazdy wiedzą, że jest to najłatwiejszy sposób na powrót w światła reflektorów, kiedy płyty przestają się sprzedawać, a filmy okazują się gniotami.