Chodzi o głośną sprawę Krzysztofa Słupka, skazanego za atak na uczestnika protestu przeciwko marszowi narodowców, który miał miejsce w sierpniu 2017 r. Oskarżył go o to prok. Ireneusz Szeląg, były szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej, który po przejęciu władzy przez PiS został „zesłany” na najniższy szczebel – do prokuratury rejonowej.
Problem w tym, że koronny dowód – film z zajścia – nie został odtworzony na rozprawie. Sąd zaufał protokołowi oględzin, który stworzył sam prokurator Szeląg, a którego opis jest sprzeczny z tym, co widać na nagraniu – ustaliła „Rzeczpospolita”.
- „Na filmiku każdy może zobaczyć, co chce”. To usłyszałem od prokuratora Szeląga, gdy w sądzie zwracałem uwagę, że na filmie nie ma tego, co opisał – mówi nam policjant Krzysztof Słupek.
Do zdarzenia doszło 1 sierpnia 2017 r., gdy wzdłuż trasy marszu narodowców poruszała się kontrmanifestacja organizacji Obywatele RP, w tym Adam Cz. To on ujął się za kobietą, którą policjant chciał wylegitymować – funkcjonariusz twierdzi, że Cz. mu to uniemożliwiał.
– Mężczyzna zaczął się na mnie wpychać i krzyczeć mi w twarz, że to oburzające, był napastliwy i agresywny, więc powiedziałem, że albo da mi wykonać moją pracę, albo użyję środków przymusu – bronił się policjant. Zainterweniował dopiero, gdy Cz. nazwał go gestapowcem.