Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego od poniedziałku bada w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie, gdzie jako sędzia wydziału II pracował Tomasz Szmydt, zabezpieczenia w dostępie do materiałów niejawnych oraz to, co w kancelarii tajnej przeglądał sędzia. Trwa kwerenda spraw, w których orzekał, decyzji, jakie podejmował, sprawdzany jest jego gabinet. A także kto i dlaczego umieścił Tomasza Szmydta w WSA w Warszawie w tak newralgicznym wydziale.
– Wobec zaistniałych faktów, będziemy badać wszystko. W jakim zakresie miał dostęp do materiałów niejawnych, do jakich konkretnie. Prześwietlamy aktywność sędziego we wszystkich sferach – zawodowej, prywatnej, towarzyskiej, majątkowej – mówi nasz rozmówca z Prokuratury Krajowej, która wszczęła postępowanie – na razie sprawdzające – pod kątem szpiegostwa.
Z jaką wiedzą uciekł na Wschód sędzia Szmydt
Już dziś wiadomo, że sędzia Szmydt miał dostęp do danych wrażliwych. Wydział II, w którym pracował od ponad pięciu lat (od października 2018 r., wcześniej – w dwóch innych), zajmuje się sprawami funkcjonariuszy służb mundurowych i wojskowych oraz skargami na decyzje szefa ABW o odmowie wydania poświadczenia bezpieczeństwa, a więc dostępu do materiałów tajnych. Taki dostęp muszą posiadać, oprócz wysokich funkcjonariuszy służb, także szefowie państwowych spółek i najważniejsi urzędnicy państwowi. Chodzi więc o dostęp do informacji niejawnych o różnych klauzulach, np. „ściśle tajne”, „NATO secret”, czy też „ESA secret”.
Akta takich spraw wolno czytać, także sędziom, tylko w kancelarii tajnej, która zgodnie z wymogami ABW musi być odcięta od dostępu do urządzeń elektronicznych – nie można wnieść tam telefonu, a jeśli sporządza się odręczne notatki, trzeba je zostawiać w części niejawnej akt. Takie są procedury.
Czytaj więcej
Nie tylko opozycjoniści zza wschodniej granicy uciekają przed dyktaturą nad Wisłę. Przeprowadziło się tu wielu białoruskich lekarzy, informatyków, aktorów i sportowców. Reżimowi nie uda się tego zaćmić jednym zbiegłym polskim sędzią.