Funkcjonariuszom służb podległych MSWiA, żołnierzom zawodowym, żołnierzom pełniącym terytorialną służbę wojskową oraz członkom ich rodzin ma przysługiwać prawo do korzystania poza kolejnością ze świadczeń opieki zdrowotnej w przychodniach i szpitalach nadzorowanych przez ministra spraw wewnętrznych lub ministra obrony narodowej. Tak wynika z projektu ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej. Prawo do operacji poza kolejnością będzie więc najprawdopodobniej miała nie tylko żona funkcjonariusza i jego dzieci, ale także matka lub babka, jeśli z nim mieszkają. W projekcie nie ma jednak żadnych wskazówek, kto wchodzi w skład rodziny.
Dziadek to rodzina
– Racjonalne wydaje się przyjęcie rozumienia tego samego, co w akcie systemowym, czyli o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, ale od strony legislacyjnej jest to potknięcie, które wymaga korekty – mówi Oskar Luty, adwokat z kancelarii Fairfield.
Zgodnie z tą ustawą rodzina to dziecko własne, dziecko małżonka, dziecko przysposobione, wnuk, małżonek oraz wstępni pozostający z ubezpieczonym we wspólnym gospodarstwie domowym.
– Rozszerzenie przywileju korzystania ze świadczeń poza kolejnością na funkcjonariuszy ma oczywisty sens społeczny. W przypadku ich rodzin jest ono daleko idące – obejmuje osoby dysponujące tytułem pośrednim, wynikającym wyłącznie z pełnienia funkcji przez członków ich rodzin. To nietypowe, chociaż nie niedopuszczalne albo niekonstytucyjne, gdyby tylko ustawa jasno powiązała przywilej z sytuacją podwyższonego ryzyka życiowego funkcjonariuszy. Obecnie tego nie robi – ocenia Oskar Luty. I dodaje, że to sygnał dla funkcjonariuszy: w trudnej dla kraju sytuacji nie bójcie się, bo wasze rodziny są zabezpieczone. Podkreśla jednak, że projektowany przepis może budzić emocje związane z ograniczeniem dostępności świadczeń dla innych osób. Bo tam, gdzie pojawia się przywilej, pojawia się też zawsze osoba lub grupa w gorszej sytuacji.
Funkcjonariusze są jednak zadowoleni.