Zgoda premiera na wyznaczenie tzw. neosędziego Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, które ma dokonać wyboru prezesa tej izby, wywołało ogromne kontrowersje. Pojawiły się spekulacje, że zgoda na powierzenie pieczy nad przeprowadzeniem wyboru nowego prezesa Izby Cywilnej SN jest elementem politycznego dealu z prezydentem.
Donald Tusk: nastąpił błąd
W środę do tej sytuacji odniósł się sam premier Donald Tusk. – Chcę bardzo wyraźnie powiedzieć: nastąpił błąd. Zadaniem premiera jest podpisywanie setek dokumentów, czasami kilkudziesięciu dziennie i one się dzielą na dokumenty bardziej techniczne i bardziej merytoryczne. Urzędnik odpowiedzialny za przygotowanie do podpisywania nie dostrzegł polityczności, który stanowił o nominacji dla neosędziego, która wymagała mojego podpisu. Doszło do sytuacji, do której nie powinno było dojść – oświadczył szef rządu.
Urzędnikiem, który przygotowywał te dokumenty, miał być minister Maciej Berek, wieloletni szef Rządowego Centrum Legislacji, obecnie przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów. Oddał się do dyspozycji premiera.
– Paradoks polega na tym, że jest jednym z najbardziej kompetentnych ludzi w rządzie, jakich życiu spotkałem, i był zawsze zaangażowany w walkę o praworządność – dodawał premier. I choć zapewniał, że jest świadomy konsekwencji pomyłki, to bagatelizował jej skutki.
Czytaj więcej
Donald Tusk twierdzi, że nie został poinformowany o tym, że wskazana w postanowieniu osoba jest neosędzią. Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów oddał się do dyspozycji premiera. Dymisji nie będzie.