Michał Urbańczyk: Trump, procesy i polityczne skutki

Procesy prawne Donalda Trumpa dla jego zwolenników są dowodem, że sądy stały się orężem w rękach wrogów ich kandydata. Innym osobom potwierdzają zasadę z Deklaracji Niepodległości, że wszyscy ludzie są równi wobec prawa.

Publikacja: 21.08.2024 04:33

Michał Urbańczyk: Trump, procesy i polityczne skutki

Foto: Adobe Stock

Trwająca w Stanach Zjednoczonych kampania prezydencka jest wyjątkowa z wielu względów. Do historii przejdzie zamiana kandydata Partii Demokratycznej oraz rekordy zbiórek środków finansowych na kampanię Kamali Harris. Innym dotychczas niespotykanym zjawiskiem w wyścigu o fotel prezydenta są rozliczne problemy jednego z dwóch głównych kandydatów. Donald Trump został bowiem skazany za fałszowanie dokumentów i formalnie grozi mu za to kara pozbawienia wolności. Na poziomie federalnym i stanowym trwają także inne procesy, w których stroną lub oskarżonym jest były prezydent, i mają bez wątpienia duży wpływ na kampanię obu kandydatów i decyzje podejmowane przez wyborców, zwłaszcza tych niezdecydowanych.

Amerykańska konstytucja nie zakazuje osobom skazanym ubiegania się o prezydenturę, choć zawiera pewne istotne ograniczenia w tej kwestii. Czternasta poprawka zabrania bowiem tym, którzy brali udział w buncie lub powstaniu przeciwko Stanom Zjednoczonym, pełnienia jakichkolwiek urzędów publicznych, chyba że Kongres zdecyduje inaczej. W takiej sytuacji osoba skazana za przestępstwo może zostać wybrana na urząd prezydenta, ponieważ nie ma przepisów, które by to uniemożliwiały. Przykładem wykorzystania tego paradoksu był socjalistyczny polityk Eugene V. Debs, który w 1920 r. kandydował na prezydenta, będąc w więzieniu. Debs zdobył prawie milion głosów. Nie był to jednak kandydat z realną szansą na zwycięstwo, a prawdziwa walka toczyła się między republikańskim senatorem Warrenem Hardingiem a demokratycznym gubernatorem Jamesem M. Coxem.

Czytaj więcej

Michał Urbańczyk: Wyboista droga Kamali Harris

Bez wątpienia dla Donalda Trumpa udział w rozprawach sądowych jest jednym z elementów jego politycznej aktywności. Twierdzi, że sądy są opanowane przez sędziów będących zwolennikami demokratów i wykorzystywane do politycznych ataków na jego osobę. Procesy, w których Trump uczestniczy, toczyły się lub toczą przed różnymi sądami, na podstawie różnych regulacji i w różnych instancjach. Są jednak ze sobą ściśle związane z racji trwającej kampanii prezydenckiej, a ponadto często mają precedensowy charakter, co jeszcze przydaje im znaczenia politycznego.

Pieniądze za milczenie

Najbardziej medialną dotychczas była karna sprawa prowadzona przed sądem stanowym w Nowym Jorku. Trumpowi postawiono w niej zarzut fałszowania dokumentów biznesowych w związku z płatnościami za milczenie na rzecz aktorki filmów dla dorosłych Stormy Daniels podczas kampanii prezydenckiej w 2016 r. Proces rozpoczął się w kwietniu 2023 r. i zakończył w marcu 2024 r., kiedy to ława przysięgłych uznała Trumpa za winnego wszystkich trzydziestu czterech zarzutów. Prowadzący sprawę sędzia Juan Merchan wskazał, że wymiar kary zostanie ogłoszony 18 września. Byłemu prezydentowi grozi kara grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności. Ta ostatnia jednak jest mało prawdopodobna. Postawione mu zarzuty nie są ciężkiego kalibru, a sędzia Merchan, mimo że w trakcie procesu nie pałał do Trumpa sympatią, z pewnością będzie bardzo uważnie zasądzał karę. Choćby dlatego, by nie stworzyć niebezpiecznego precedensu wobec byłego prezydenta ubiegającego się o reelekcję, co mogłoby w przyszłości mieć negatywny wpływ na amerykańskie pojmowanie zasady podziału władzy.

To jednak nie groźba kary spędza sen z powiek byłego prezydenta. Zdecydowanie bardziej uciążliwy jest zakaz wypowiadania się, jaki sędzia nałożył na Trumpa. Tak zwany gag order uniemożliwia mu publiczne wypowiedzi na temat przysięgłych, świadków oraz rodzin sędziego i prokuratorów. Naruszenie tego zakazu podlega karze grzywny lub więzienia do trzydziestu dni. Trump wielokrotnie łamał nakaz, (za każdym razem otrzymując kary grzywny), argumentując, że pozbawia go prawa do wolności wypowiedzi zagwarantowanej w pierwszej poprawce. I wydaje się, że to jest dla niego większy problem.

Mimo że najważniejszy etap procesu się zakończył, to sprawa jest ciągle żywa. W lipcu prokurator generalny stanu Missouri Andrew Bailey złożył do Sądu Najwyższego wniosek o odroczenie ogłoszenia wyroku nowojorskiego sądu. Argumentował w nim, że proces narusza konstytucyjne prawo wyborców do wysłuchania kandydata na prezydenta. Sąd Najwyższy odrzucił jednak wniosek bez uzasadnienia.

Tajne dokumenty w prywatnej rezydencji

Sprawą opartą na przepisach federalnych była natomiast ta prowadzona Florydzie. W lutym 2024 r. rozpoczął się proces karny Trumpa przed sądem federalnym w Miami. Trzydzieści siedem zarzutów (poszerzonych w trakcie procesu do czterdziestu) dotyczyło posiadania przez Trumpa w swojej posiadłości Mar-a-Lago ściśle tajnych dokumentów oraz utrudniania działań FBI. Obrona Trumpa stała na stanowisku, że jako prezydent miał on uprawnienia do zmiany klasyfikacji dokumentów będących przedmiotem kontrowersji. Przeciwnicy polityczni Trumpa widzieli jednak w tej sprawie poważne zagrożenie dla byłego prezydenta. Sprawa ta oznaczała bowiem pierwszy w historii USA federalny akt oskarżenia przeciwko byłemu prezydentowi. Najpoważniejsze zarzuty wiązały się z karą do dziesięciu lat pozbawienia wolności.

Ich nadzieje na pognębienie politycznego rywala szybko rozwiała prowadząca sprawę sędzia. Sprawa została umorzona 15 lipca 2024 r. przez sędzię Aileen Cannon. Uznała ona, że powołanie specjalnego prokuratora Jacka Smitha, oskarżającego Trumpa w tym procesie, jest niekonstytucyjne. Co prawda umorzenie jest przedmiotem apelacji, ale Trump przedstawia ten wyrok jako dowód na swoją niewinność. Werdykt sądu wyższej instancji na pewno nie zapadnie przed datą listopadowych wyborów.

Szturm na Kapitol i brakujące głosy

Dwie poprzednie sprawy mogą budzić spore zainteresowanie medialne z racji swojego charakteru. W jednej z nich stroną jest aktorka filmów dla dorosłych, w drugiej tajne dokumenty były znajdowane m.in. w łazience (co media skrzętnie i chętnie wykorzystywały w swoich relacjach). Trump został jednak oskarżony w sprawach dużo poważniejszego kalibru. Chodzi tu o sprawy karne prowadzone przed sądem federalnym dla Dystryktu Kolumbia oraz przed sądem stanowym w Georgii. Pierwsza dotyczy domniemanego udziału Trumpa w zamieszkach podczas inauguracji prezydentury Joe Bidena i szturmu na Kapitol. Druga jest efektem nacisków Trumpa na urzędników stanowych w celu nielegalnej ingerencji w wybory.

Sprawa ma swoje korzenie w przegranej przez Trumpa poprzedniej kampanii prezydenckiej. W Georgii, stanie będącej republikańskim bastionem od lat 90., niespodziewanie wygrał Joe Biden, pokonując Trumpa większością zaledwie 11779 głosów. Trump, podążając za swoją narracją o fałszerstwach wyborczych, próbował telefonicznie zmusić republikańskiego sekretarza stanu Georgii Brada Raffenspergera do „znalezienia brakujących głosów”. Gdy „Washington Post” opublikował nagranie rozmowy telefonicznej, ruszyło śledztwo, w efekcie którego w stan oskarżenia oprócz Trumpa postawiono osiemanście innych osób.

Z kolei federalny proces jest efektem protestów, które przerodziły się w atak na Kapitol (warto pamiętać, że efektem były ofiary śmiertelne wśród służb oraz atakujących). Protesty miały uniemożliwić wspólną sesję obu izb Kongresu w celu formalnego podliczenia głosów Kolegium Elektorów. Brak takiego sformalizowania zwycięstwa prezydenta elekta Joe Bidena miał utrzymać Trumpa u władzy. Atak ostatecznie nie powiódł się, co umożliwiło certyfikację wyników wyborów i zmianę na stanowisku prezydenta. Zachowanie Trumpa, a zwłaszcza jego wypowiedzi w mediach społecznościowych, stało się jednak przyczyną wszczęcia postępowania przeciwko niemu.

W obu sprawach zarzuty dotyczą poważnych przestępstw, a skazanie w nich Trumpa mogłoby pogrzebać jego szansę na reelekcję. Jednak w obu przypadkach postępowanie musiało zostać zawieszone ze względu na oczekiwanie na wyrok Sądu Najwyższego. Oczywiście w sprawie, w której były prezydent jest stroną.

Trump przeciwko Stanom Zjednoczonym

Wyroki Sądu Najwyższego w sprawach związanych z Donaldem Trumpem lub z jego decyzjami z okresu prezydentury to właściwie temat na odrębną dyskusję. W kontekście bieżących wyborów istotne są jednak dwie spośród ośmiu spraw prowadzonych przed Sądem Najwyższym, w których stroną był Donald Trump. Pierwsza z nich mogła uniemożliwić start Trumpa w prawyborach w stanie Kolorado, a tym samym stanowić precedens do wykreślenia jego nazwiska z listy kandydatów prezydenta w republikańskich prawyborach. A to oznaczałoby brak możliwości zdobycia głosów stanowych delegatów na krajową konwencję Partii Republikańskiej.

Sprawę rozpoczął wniosek grupy stanowych elektorów o sądowe wykreślenie Trumpa z kart do głosowania w prezydenckich prawyborach Partii Republikańskiej w Kolorado. Argumentowali, że udział Trumpa w protestach i szturmie na Kapitol z 6 stycznia 2021 r. wypełnia znamiona wskazanego w czternastej poprawce udziału w powstaniu przeciwko władzom państwowym i konstytucji. Tym samym zgodnie z jej zapisami Trump nie może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Do tego stanowiska po apelacji przychylił się Sąd Najwyższy stanu Kolorado. Gdy jednak sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, ten w wyroku Trump v. Anderson jednomyślnie orzekł, że stanowy SN wbrew konstytucji uzurpował sobie prawo przynależne wyłącznie Kongresowi. I choć sędziowie odmiennie argumentowali ostateczną decyzję, to umożliwili w ten sposób start Trumpowi w wyborach.

Dużo istotniejsze okazało się orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Trump przeciwko Stanom Zjednoczonym i to ono ma zasadniczy wpływ na procesy przeciwko byłemu prezydentowi. 1 lipca SN większością sześć do trzech uznał, że amerykańska konstytucja nadaje prezydentowi absolutny immunitet, który chroni go przed karnymi procesami z powodu podjętych działań w ramach konstytucyjnych uprawnień głowy państwa. Co więcej, jest on chroniony domniemanym immunitetem za wszystkie swoje oficjalne działania. Ochrona nie obejmuje jedynie aktywności nieoficjalnych i to poszczególne sądy muszą rozstrzygnąć, czy akt oskarżenia dotyczy działań oficjalnych czy nieoficjalnych. Do historii jednak zapewne przejdzie passus ze zdania odrębnego sędzi Sotomayor, która uznała, że wyrok nieodwracalnie zmienia relację obywateli z prezydentem, który staje się teraz niczym „król stojący ponad prawem”.

Donald Trump jest jedynym byłym prezydentem, który obecnie jest zaangażowany w kilka postępowań karnych, co stanowi precedens w historii USA. Sposób zakończenia tych procesów z pewnością będzie miał wymiar nie tylko prawny i polityczny, ale też historyczny.

Dla Trumpa bez wątpienia najważniejszy jest wymiar polityczny. Zresztą powyższe sprawy to niejedyne procesy, w które jest lub był uwikłany. Jedne były związane z pełnioną funkcją prezydenta, jak choćby sprawa Trump v. Sierra Club, w której Sąd Najwyższy zastanawiał się nad sposobem finansowania zapory na granicy z Meksykiem. Inne są efektem nadużyć w działalności biznesowej, jak wyrok w sprawie dotyczącej zawyżania wartości nieruchomości. Albo skutkiem pozwów o napaść seksualną i zniesławianie, jak wyrok z powództwa Elizabeth Jean Carroll. Zresztą obie te sprawy Trump przegrał i musi zapłacić wielomilionowe kary i odszkodowania.

Procesy prawne Trumpa dla jego zwolenników oznaczają dowód na to, że sądy stały się orężem w rękach wrogów ich kandydata na prezydenta i mają mu bezprawnie uniemożliwić niemal pewne zwycięstwo. Dla innych jednak są one potwierdzeniem prostej zasady wyrażonej dawno temu w Deklaracji Niepodległości, że wszyscy ludzie zostali stworzeni jako równi wobec prawa, a to stanowi przecież fundament całego amerykańskiego systemu polityczno-prawnego.

Autor jest dr hab., prof. UAM, prawnikiem i amerykanistą, ekspertem ds. wolności słowa i mowy nienawiści oraz systemów wyborczych; Fundacja Harlana; Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Trwająca w Stanach Zjednoczonych kampania prezydencka jest wyjątkowa z wielu względów. Do historii przejdzie zamiana kandydata Partii Demokratycznej oraz rekordy zbiórek środków finansowych na kampanię Kamali Harris. Innym dotychczas niespotykanym zjawiskiem w wyścigu o fotel prezydenta są rozliczne problemy jednego z dwóch głównych kandydatów. Donald Trump został bowiem skazany za fałszowanie dokumentów i formalnie grozi mu za to kara pozbawienia wolności. Na poziomie federalnym i stanowym trwają także inne procesy, w których stroną lub oskarżonym jest były prezydent, i mają bez wątpienia duży wpływ na kampanię obu kandydatów i decyzje podejmowane przez wyborców, zwłaszcza tych niezdecydowanych.

Pozostało 94% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?