Ochrona ma granice
Sygnalisty nie powinny zatem spotkać negatywne działania za to, że dokonał zgłoszenia. Jak jednak zostało wyraźnie podkreślone w motywie 44 preambuły do dyrektywy w sprawie ochrony osób zgłaszających naruszenia prawa Unii, „dyrektywa nie powinna uniemożliwiać pracodawcom podejmowania decyzji związanych z zatrudnieniem, które nie są spowodowane zgłoszeniem lub ujawnieniem publicznym”. Dlatego tak ważne jest obalenie mitu, że sygnalista jest chroniony przed zwolnieniem. Nie wynika to ani z brzmienia, ani z celu przepisów, a wręcz taki wniosek jest niezgodny z ich treścią.
Wobec sygnalisty mogą być zatem podejmowane wszelkie decyzje, w tym te niekorzystne, jak ukaranie karą porządkową czy zwolnienie, zarówno za wypowiedzeniem, jak i dyscyplinarne. Ważne, aby nie były motywowane dokonanym przez pracownika zgłoszeniem. Wyłącznie działanie pracodawcy, które stanowiłoby odwet za zgłoszenie, jest niedopuszczalne. Pracodawca natomiast zachowuje w pełni kompetencje do podejmowania decyzji związanych z zatrudnieniem i wyciągania konsekwencji za działania pracownika – czy to za słaby performance, czy naruszenie obowiązków pracowniczych.
Sygnalistę można zatem zwolnić za niewykonywanie lub nienależyte wykonywanie obowiązków, a także za ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków. Sygnalista nie staje się bowiem kolejnym podmiotem szczególnie chronionym, którego można by postawić na równi z kobietami w ciąży, chronionymi aktywistami związkowymi czy społecznymi inspektorami pracy. Pracodawca może wobec niego, tak jak wobec każdego innego pracownika, podejmować decyzje związane z zatrudnieniem, które nie są spowodowane zgłoszeniem.
Łatwo dostrzec, że ochrona sygnalisty jest znacznie słabsza niż wielu tzw. szczególnie chronionych kategorii pracowników w polskim prawie pracy. W gruncie rzeczy trudno mówić o ich szczególnej ochronie przed zwolnieniem w funkcjonującym od dekad rozumieniu tego pojęcia. Należy raczej mówić o ochronie przed odwetem, o czym niżej.
(Od)wet za wet
Warto się również zastanowić, czy polski ustawodawca, wdrażając system ochrony sygnalisty, już na wstępie nie dopuścił się błędu logicznego, posługując się w ustawie słowem „odwet”.
Z definicji słownika języka polskiego odwet to odwzajemnienie złem za zło, czyli naganny czyn będący odpowiedzią za doznane krzywdy, wyrządzone zło. Przy takiej definicji odwetu działania szkodzące sygnaliście są rozumiane jako reakcja pracodawcy na zło spowodowane przez samego sygnalistę. Oznaczałoby to, że samo zgłoszenie jest postrzegane jako coś nagannego, owo zło, które spotkało się z odwetem, czyli odpłaceniem złym za złe. Za takie zgłoszenia można by uznać wyłącznie zgłoszenia składane w złej wierze czy przy instrumentalnym wykorzystaniu ustawy stanowiącym nadużycie prawa. Cały natomiast system zgłoszeń naruszeń prawa i ochrony sygnalistów jest potrzebną i pożądaną instytucją, która powinna być postrzegana przez pracodawców jako szansa. Szansa na przeciwdziałanie i wykrywanie nadużyć. Dlatego niefortunnie można by powiedzieć, że wręcz freudowsko użyte słowo „odwet” może podważyć słuszny cel ustawy.