Fakty i opinie
Nasze pierwsze myśli z tym związane były z dzisiejszego punktu widzenia bardzo naiwne. W klasyczny sposób patrzyliśmy na fakty i opinie. Uważaliśmy na przykład, że ewentualna kara należna jest za kłamstwo w sprawie faktów, ale z opiniami byłoby znacznie gorzej. Jak jednak nazwać wypowiedź prezydenta podczas ułaskawiania Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika: „Wystąpiłem o przesłanie akt i opinii do Prokuratora Generalnego. Opinia ta dzisiaj po prawie dwóch tygodniach została do mnie dostarczona. Ubolewam nad tym, że mimo moich apeli i wprost wyartykułowanych pisemnie wniosków Prokurator Generalny nie zastosował (...) uprawnienia, które ma, aby zawiesić wykonywanie kary. Mógł to zrobić, chociażby ze względów humanitarnych, chociażby ze względu na zapewnienie spokoju społecznego (...) Adam Bodnar tego nie zrobił. (...) Ubolewam nad tym, Panie Ministrze. Z punktu widzenia ludzkiego jest to dla mnie niezrozumiałe, że nie umiał Pan się zachować, jako były Rzecznik Praw Obywatelskich i człowiek, który przez lata pracował w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ubolewam, że nie było pana stać na ten ludzki gest”.
Ta wypowiedź to mieszanina faktów i opinii wypaczających fakty. Dlaczego humanitarne miałoby być zawieszenie kary? Jakie znaczenie dla zawieszenia kary ma bycie obrońcą praw człowieka? To właśnie kontekst podany w postaci opinii powoduje zmianę znaczenia faktów.
I jak to się ma do „prawa do prawdy”? Czy to już kłamstwo? Czy prezydent ma interes polityczny lub osobisty w mówieniu nieprawdy? I co może go powstrzymać od takich wypowiedzi?
Patrząc na to, co wydarzyło się pod więzieniem w Radomiu i na skandujący tłum, zrozumiałam, że nie ma takiej siły, która powstrzymałaby głowę państwa przed takimi zachowaniami. Dziś prezydent może korzystać z autorytetu swojej funkcji i niszczyć prawdę. Nie poniesie za to żadnej odpowiedzialności. Poza tym, że go skrytykujemy, nic mu nie grozi. A część społeczeństwa będzie go za to uwielbiać.
Alarmuję
Wiem, że Adam Bodnar nie jest ani jedyną, ani pierwszą osobą, która jest obiektem nienawiści po tym, jak wypowiedział się o nim przedstawiciel państwa. Wiem, że w naszym państwie wielokrotnie w polityce została przekroczona czerwona linia. Ale sądzę, że to, co się wydarzyło w związku z rolą prezydenta w debacie publicznej, to jednak powód, by bić na alarm.
Najważniejsza osoba w państwie z powodu własnego interesu nie zawahała się utrudnić nam poszukiwania prawdy i ustalania faktów. I nie ma na to kary. Chyba czas byśmy bardzo poważnie zaczęli myśleć o tym, jakie konsekwencje prawne mogą ponosić politycy za kłamstwo i jak to kłamstwo opisać. Dziś w polityce opłaca się kłamać i doprawiać kłamstwa emocjami. Można z tym walczyć, zmieniając kulturę polityczną, próbując skleić na nowo społeczeństwo. Ale bez prawa, które wyraźnie nazwie istniejące zło i wprowadzi sankcje, te dwa zjawiska nie zaistnieją.