Wręcz przeciwnie. Sąd uznał, że „estetyczna wartość” betonowej fasady na murze portu w Visby „w czysto obiektywnym aspekcie wzrosła”, gdy 27-latek namalował na niej sprayem owieczkę. Dlatego uwolnił autora graffiti od zarzutów wandalizmu.
27-latka przyłapali policjanci. Właśnie kończył swe dzieło na portowym murze. Rzucił się na rowerze do ucieczki. Po zatrzymaniu przyznał się do czynu. W dochodzeniu tłumaczył, że graffiti to jego sposób wypowiedzi artystycznej, że nie miał zamiaru dewastować przestrzeni publicznej, lecz ją upiększyć, udostępniając przechodniom darmową sztukę. Sztukę malowania owieczek praktykował we Francji przez całe pięć lat.
Czytaj więcej
Małżeństwa kuzynów to bynajmniej nie „prawdziwie gówniana sprawa”. Mają być zakazane w Szwecji.
– Gdy przyjechałem na Gotlandię, pomyślałem, że przecież owca to symbol tej wyspy, i czułem się komfortowo, malując właśnie ją – opowiadał. Przyznał, że nie wiedział, że w Szwecji to nielegalne.
Prokurator w Visby żądał dla autora graffiti grzywny. Sąd nie podzielił żądania oskarżyciela. Oświadczył, że region Gotlandia (właściciel portowego obszaru) nie uważa, by „w efekcie malunku obiekt uszkodzono lub regionowi przysporzono kosztów, by z muru zmazać graffiti lub kosztów przywrócenia betonowej fasady do pierwotnego stanu”. W uzasadnieniu sąd stwierdził też, że 27-latek namalował owieczkę „na szarej i popękanej części rampy załadunkowej we względnie ukrytym miejscu o skrajnie ograniczonej kulturowo-historycznej wartości”. Sposób, w który autor przedstawił owieczkę, świadczy według sądu o działaniu artystycznym przeprowadzonym z pewną dozą talentu i kunsztu. Malunku nijak nie można traktować jako „wulgarnego”.