Prawo chroniące informatora ujawniającego nadużycia i nieprawidłowości w prywatnych przedsiębiorstwach uchwalono pięć lat temu. Dzięki ustawie pracownicy zatrudnieni przez firmy działające w szkołach, opiece zdrowia i opiece społecznej, które w pewnym stopniu finansuje państwo, mają takie samo prawo jak osoby pracujące w sektorze publicznym do zgłaszania informacji o wykroczeniach do mediów. Prawo to opiera się na rozporządzeniu o wolności prasy z 1949 r. oraz ustawie o wolności słowa z 1991 r. i gwarantuje ochronę sygnalisty. Zakłada to zakaz prób dowiadywania się o źródle informacji i zakazie represji ze strony pracodawcy. Oznacza, że pracodawca nie może interweniować dyscyplinarnie wobec osób, które ujawniły nieprawidłowości mediom.
W wersji telewizyjnego dokumentu „Nielojalna opiekunka” pozwana firma Attendo twierdziła, że po wybuchu pandemii personel i zakażonych covidem lub mających objawy pacjentów izolowano. Pracownicy jednak znali inną prawdę. Kiedy Stine Christophersen zaalarmowała o sytuacji, zagrożono jej wypowiedzeniem z pracy. „Ludzie umierali na lewo i prawo sami w swoich pokojach” – mówiła. Chciałam tylko to zastopować – podkreślała. Byłam sama na całym oddziale z chorymi i zdrowymi – zaznaczała Christophersen. Określała sytuację jako koszmar, gdy np. ona jedna musiała zaopiekować się jedenastoma pacjentami. Gdy zgłaszała alarmujące warunki, spotkała się tylko z wymijającymi odpowiedziami.
Teraz sąd rejonowy Attunda skazał dwie osoby oskarżone; szefową i specjalistkę od HR, za naruszenie prawa o sygnalistach i na grzywny. Jedna z nich ma zapłacić ponad 30 tys. koron, a druga ponad 78 tys. koron. Trzecia osoba została uniewinniona, ponieważ sąd uznał, że nie miała intencji interweniować w sprawie Christophersen ani sama, ani razem w porozumieniu z dwiema skazanymi.
Według orzeczenia sądu Stine Christophersen nie otrzyma jednak zadośćuczynienia, którego się domagała.
Choć nie wszystkie osoby uznane zostały za winne, to Stine Christophersen jest z wyroku zadowolona. Pracownicy opieki zdrowotnej mają prawo rozmawiać z mediami i istnieje prawo alarmowania – tłumaczy. Dla zatrudnionych w opiece zdrowia prawo ochrony sygnalistów to część bezpieczeństwa dla pacjentów, a ja nie chciałabym budzić się rano ze świadomością, że pogarszamy bezpieczeństwo– zaznacza.
Z kolei oskarżone twierdziły, że upomnienie skierowane do Stine dotyczyło wypowiedzi na Youtube, czego nie obejmuje prawo o ochronie sygnalistów. Sąd ocenił to jednak za rekonstrukcję wydarzeń. Obrona próbowała też utrzymywać, że upomnienie nie stanowi dostatecznie surowej represji, by uznawać to za przestępstwo. Na szczęście sąd odrzucił tę ekwilibrystykę myślową.