Koniec fali zwolnień. Pracodawcy chcą więcej zatrudniać

Planowane na trzy ostatnie kwartały tego roku przyjęcia nowych pracowników ponad czterokrotnie przekraczają skalę przewidywanych zwolnień. A to dopiero początek ożywienia na rynku pracy.

Aktualizacja: 02.09.2024 06:21 Publikacja: 02.09.2024 04:30

Koniec fali zwolnień. Pracodawcy chcą więcej zatrudniać

Foto: Adobe Stock

Pomimo fali zwolnień grupowych zapowiedzianych w tym roku przez ponad setkę firm, nie grozi nam wyraźny wzrost bezrobocia – dowodzi ogłoszone ostatnio badanie GUS, który po raz kolejny sprawdził zapotrzebowanie na pracowników według zawodów. Okazało się, że – niezależnie od kategorii zawodowej i regionu kraju – zwalniane osoby nie powinny mieć w tym roku problemów ze znalezieniem nowej pracy. Wszędzie widać przewagę planowanych przyjęć nad zwolnieniami.

Foto: GUS, PIE

Siła rynku pracy

Badanie GUS, które w I kwartale br. objęło bardzo szeroką grupę pracodawców (zatrudniających co najmniej jedną osobę), dowodzi, że od kwietnia do grudnia br. zamierzali oni zatrudnić 525,5 tysiąca pracowników. Z kolei przewidywane w tym czasie zwolnienia miały objąć niespełna 130 tysięcy osób.

Czytaj więcej

Piotr Skwirowski: Skok bezrobocia nam nie grozi

  To dobitnie pokazuje, że budowane lęki o psucie się koniunktury na rynku pracy, ze względu na uruchamiane procedury zwolnień grupowych w dużych i średnich firmach, nie mają poparcia w danych – podkreśla w komentarzu dla „Rzeczpospolitej” Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Nie tylko on uważa, że wyraźna przewaga zapowiadanych przyjęć pracowników nad zwolnieniami to kolejny argument wskazujący na siłę polskiego rynku pracy. Potwierdza ją także jeden z najniższych w Unii Europejskiej wskaźników bezrobocia i szybki wzrost wynagrodzeń.  Według OECD płace realne (po uwzględnieniu inflacji) od pandemii Covid-19 rosły w Polsce niemal najszybciej na świecie – przypomina Kubisiak. Ubocznym efektem tej poprawy są rosnące koszty pracy, będące od dłuższego czasu najczęściej wskazywaną barierą w działalności przedsiębiorstw – w sierpniowym badaniu PIE narzekało na nie 72 proc. firm.

Wzrost kosztów pracy wskazuje się też jako jeden z głównych powodów ogłaszanych w tym roku zwolnień pracowników, choć ich skala – jak ocenia Marcin Mrowiec, główny ekonomista Grant Thornton – jest w mediach mocno przerysowana. Według niego zdecydowana większość firm już dawno zdała sobie sprawę, że pracowników brakuje, a zmiany demograficzne będą pogłębiać ich brak. Firmy starają się więc unikać zwolnień. Na cięcia decydują się te, w których wzrost kosztów pracy podważył opłacalność biznesu.

Nieśmiały rynek pracownika

Według ostatnich danych GUS łączna liczba bezrobotnych zwolnionych z przyczyn dotyczących zakładów pracy była na koniec lipca tego roku (233,2 tys.) o kilka procent mniejsza niż rok wcześniej i mniejsza niż po siedmiu miesiącach 2022 r.

Prawie 131 tys. osób zwolniono od kwietnia do lipca br.  co może wskazywać, że przewidziany w badaniu GUS poziom tegorocznych zwolnień (niespełna 130 tys.) został już osiągnięty.

Nie oznacza to wprawdzie, że firmy nie będą już rozstawać się z pracownikami (w sierpniowym badaniu PIE redukcje zatrudnienia zapowiedziało 9 proc. firm), lecz skala zwolnień może być już znacznie mniejsza niż w pierwszej połowie roku.

Czytaj więcej

Praca na emeryturze nie jest popularna. Jeśli już, niekoniecznie dla pieniędzy

Zdaniem Marcina Mrowca ponad czterokrotna przewaga planowanych w IIIV kw. przyjęć pracowników nad zwolnieniami może wskazywać, że firmy przygotowują się już do oczekiwanego ożywienia gospodarki, które powinno być dobrze widoczne na przełomie 2024 i 2025 roku. Jak wyjaśnia główny ekonomista Grant Thornton, obok krajowej konsumpcji prywatnej, która jest teraz główną siłą napędową wzrostu gospodarczego, nasz PKB już wkrótce zaczną wspierać fundusze unijne, a także cykliczne ożywienie w Europie Zachodniej, które zwiększy tam popyt na usługi i produkty z Polski. Najpierw czeka nas więc wzrost zatrudnienia i płac w sektorach nastawionych na eksport, w tym w oddziałach zachodnich firm, które podwyżkami będą wyciągać pracowników z małych i średnich przedsiębiorstw. A one, chcąc zatrzymać ludzi, również będą musiały podwyższać płace. – Sądzę, że obecnie mamy do czynienia z nieśmiałym rynkiem pracownika, który w pełnej krasie zobaczymy za rokdwa lata – przewiduje Marcin Mrowiec.

Budowlańcy na czele

Na przygotowania firm do ożywienia gospodarki mogą wskazywać ostatnie dane z portali rekrutacyjnych, gdzie powoli odbudowuje się popyt na pracę. W lipcu, po raz pierwszy od ponad 12 miesięcy, opublikowano tam więcej ogłoszeń niż rok wcześniej. Zdaniem Andrzeja Kubisiaka coraz większym wyzwaniem będzie teraz realizacja zgłaszanych przez firmy planów rekrutacyjnych.

Pracodawcy badani przez GUS zamierzali w tym roku zatrudniać przede wszystkim specjalistów z różnych dziedzin i robotników przemysłowych (łącznie pond 227 tys. osób), ale na pierwszym miejscu przyjmowanych pracowników znaleźli się pracownicy sprzedaży w sklepach, co można przypisać ożywieniu konsumpcji wewnętrznej.

Kolejne miejsca zajęli pracownicy logistyki i robotnicy budowlani stanu surowego, ale biorąc pod uwagę także (liczonych oddzielnie) robotników budowlanych do prac wykończeniowych, to budowlańcy, a nie sprzedawcy powinni mieć w tym roku największy wybór propozycji pracy. Wprawdzie plany przyjęć pracowników na III i IV kw. 2024 r. są o ponad 12 proc. mniejsze niż te deklarowane w poprzedniej edycji badania GUS, w 2021 r., ale – jak zaznacza Andrzej Kubisiak – wtedy gospodarka była w przededniu silnego odbicia po okresie lockdownów i odrabiała straty po pandemii.

Teraz zaś, gdy liczba Polaków w wieku produkcyjnym maleje z kwartału na kwartał, a dopływ siły roboczej z zagranicy jest najwolniejszy od 2014 roku, znalezienie ponad 525 tysięcy pracowników, których firmy planowały przyjąć do końca roku, może być trudniejsze niż przed trzema laty. Pomimo że prawie o 10 proc. wzrosła liczba planowanych zwolnień.

Czytaj więcej

Nowa usługa w Japonii. Nie chcą umierać z przepracowania

Decydująca jest bowiem widoczna w badaniu GUS silna przewaga przyjęć nad zwolnieniami. Największa jest w usługach administrowania i działalności wspierającej (w tym w usługach ochrony, sprzątania czy w agencjach zatrudnienia). Na każdego zwalnianego przypadało tam dziesięć planowanych od kwietnia do grudnia tego roku przyjęć pracowników.

Niemal równie dobrą sytuację mają osoby pracujące w opiece zdrowotnej i pomocy społecznej, gdzie liczba przyjęć będzie prawie dziewięciokrotnie większa niż redukcji zatrudnienia. Bez problemu znajdą też nową pracę zwalniani budowlańcy, których firmy chcą sześciokrotnie częściej zatrudniać niż zwalniać.

Czas na inwestycje firm

Prognozowane ożywienie gospodarki sprawi, że przewaga przyjęć nad zwolnieniami szybko będzie się zwiększać, podbijając wzrost płac. Zdaniem Marcina Mrowca może to postawić pod znakiem zapytania konkurencyjność dużej części polskiego biznesu  średnich i mniejszych firm, które nie mogą się bronić ani skalą działalności, ani silną marką. Zdaniem głównego ekonomisty Grant Thornton czeka nas zatem postępujący proces konsolidacji w skali całej gospodarki, podobny do tego, który możemy dzisiaj obserwować w handlu, gdzie szybko ubywa niezależnych sklepów.

Firmy mogą się starać powstrzymać ten proces, inwestując w automatyzację, robotyzację czy nowe technologie. Jak jednak zauważa prof. Maria Drozdowicz-Bieć, ekonomistka z SGH, mamy wieloletnią zapaść w inwestycjach w maszyny, urządzenia i nowe technologie, której nie wyrównał minimalny wzrost inwestycji w tym roku. Dodatkowym wyzwaniem, przy kurczącej się liczbie Polaków w wieku produkcyjnym, jest nasza aktywność zawodowa, która – szczególnie u kobiet – wciąż jest zbyt niska.

Zdaniem prof. Drozdowicz-Bieć w tej sytuacji większe przyspieszenie wzrostu gospodarki byłoby teraz nie tyle szansą, ile problemem dla firm, które dużo mocniej odczułyby brak rąk do pracy.

Jak ocenia Andrzej Kubisiak, kluczowe będzie teraz uruchomienie inwestycji w automatyzację i robotyzację pracy, a także aktywizacja rezerw kadrowych.  Na koniec I półrocza tego roku niemal 4 miliony osób w wieku produkcyjnym było biernych zawodowo, a mniej więcej jedna czwarta z nich ma potencjał do aktywizacji  ocenia zastępca dyrektora PIE.

Pomimo fali zwolnień grupowych zapowiedzianych w tym roku przez ponad setkę firm, nie grozi nam wyraźny wzrost bezrobocia – dowodzi ogłoszone ostatnio badanie GUS, który po raz kolejny sprawdził zapotrzebowanie na pracowników według zawodów. Okazało się, że – niezależnie od kategorii zawodowej i regionu kraju – zwalniane osoby nie powinny mieć w tym roku problemów ze znalezieniem nowej pracy. Wszędzie widać przewagę planowanych przyjęć nad zwolnieniami.

Siła rynku pracy

Pozostało 95% artykułu
Rynek pracy
Pomimo szturmu na oferty pracy firmom wciąż trudno o talenty
Rynek pracy
Brakuje pracowników w Królewcu. Rosja sięga po Hindusów
Rynek pracy
Jakich pracowników potrzebują firmy w Polsce
Rynek pracy
Płace rosną, ale kosztem miejsc pracy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rynek pracy
Świąteczny sezon w Polsce bez napływu Ukraińców. Kto ich zastąpi?