Jak Pan ocenia dzisiejszą sytuację w rolnictwie?
Przede wszystkim panuje ogromny niepokój i niepewność. Polska i pozostałe kraje za późno wprowadziły embargo na import zboża, by to rozładować, trzeba wiele miesięcy odbudowywać stabilność rynku. Żniwa były lepsze niż się spodziewaliśmy, mimo suszy zbiory wyniosą ok 35 mln ton. To jeden z lepszych wyników w ostatnich latach. Musimy myśleć o swoim zbożu, bo rocznie musimy eksportować ok 10 mln ton, dlatego import z Ukrainy jest poważnym problemem. Chcemy natomiast pomagać Ukrainie z tranzytem. Tu widzę taką trudność, że transport przez Bałtyk nie jest ekonomicznie opłacalny, by zboże mogło dotrzeć do północnej Afryki, musi opłynąć cala Europę. Dlatego jeśli Bruksela chciałaby pomoc Ukrainie w tranzycie, to powinna dopłacić do kosztów tranzytu po kilkadziesiąt dolarów.
Jakie nastroje panują w rolnictwie?
Rolnicy nie tyle patrzą na chwilowe ceny, ale chcieliby pewnej stabilizacji, tak by gdy inwestują w jednym roku, rok później nie musieli drżeć o przeżycie. Pojawiają się coraz większe ryzyka przyrodnicze, pogoda jest nieprzewidywalna i może zniszczyć zbiory. Obawiają się też ryzyk rynkowych, spekulacji, niepotrzebnego importu produktów rolno-spożywczych. To bezpieczeństwo żywnościowe może być zapewnione tylko i wyłącznie przez własne rolnictwo, nie można się uzależniać od importu żywności z innych kontynentów.
Co się dzieje z cenami kukurydzy? Wczoraj w Ząbkowicach rolnicy blokowali trasę S8, żeby zwrócić uwagę na ten problem.
Ceny kukurydzy są dziś bardzo niskie. Trwają żniwa kukurydziane, kukurydza mokra kosztuje ok 350 - 450zł za tonę, rok temu to było dwa razy tyle. Firmy handlujące kukurydzą, które mają suszarnie, przy bardzo wysokich kosztach energii, zastanawiają się, czy jest sens kupować kukurydzę. Dlatego proponowałem, by zamiast dopłacać rolnikom, dopłacać do cen suszenia kukurydzy, np. za część paliwa do suszarń.
Większość ekonomistów, z którymi rozmawiała Rzeczpospolita, podkreśla, że Polska nie ustanawia sama ceny, tylko wzoruje się na giełdach światowych i import zboża z Ukrainy nie obniżył jego cen. Niemniej, ceny są dziś niskie, a zboża mamy sporo, co można dziś zrobić z tym tanim ziarnem w Polsce?
Moce przeładunkowe w portach były dostosowane do polskiej produkcji, do tej ilości, którą przed napaścią Rosji na Ukrainę co roku musieliśmy wyeksportować. Dlatego choć długofalowo powinniśmy zwiększać możliwości eksportu, to krótkofalowo to nierealne. Nabrzeża są dzierżawione przez zagranicznych, globalnych graczy na rynku zboża, którzy mają swoją politykę załadunku i cen płaconych rolnikom, niezależną od polityki rządu.
Powinniśmy też zwiększać hodowle zwierząt, zużywających zboże na paszę. Jednak w stanie agonalnym jest produkcja wieprzowiny, czyli główny odbiorca ziarna, a odbudowa tej produkcji na pewno potrwa. Produkcja drobiu się jeszcze trzyma, ale też widzę duże zagrożenie ze stronty importu do UE mięsa drobiowego z Ukrainy.