Jerzy Plewa: Zakaz importu to propaganda dla uspokojenia rolników

Te zakazy nie będą obowiązywały długo, Polska będzie musiała się z nich wycofać. Już raz to zrobiła, oczekując pomocy UE – mówi Jerzy Plewa, ekspert Team Europe i były dyrektor Dyrekcji Generalnej ds. Rolnictwa w Komisji Europejskiej.

Publikacja: 19.09.2023 03:00

Jerzy Plewa: Zakaz importu to propaganda dla uspokojenia rolników

Foto: mat. pras.

Czy te oddolne zakazy importu zboża są bardzo poważnym złamaniem prawa unijnego, czy przeceniamy wagę tych wydarzeń?

Mamy tu do czynienia ze złamaniem prawa unijnego, bo handel należy do wyłącznej odpowiedzialności Komisji Europejskiej i Unii Europejskiej. Nie ma więc wątpliwości, że wyłamanie się z decyzji podejmowanych w imieniu wszystkich 27 państw członkowskich jest naruszeniem prawa i procedura naruszeniowa na pewno będzie miała miejsce.

Według analiz Komisji Europejskiej nie ma żadnych podstaw, by ten zakaz importu mógł być utrzymany zgodnie z prawem. Zakaz miał zapobiegać zakłóceniom na rynku zbóż i roślin oleistych w państwach przygranicznych, należących do UE. Jednak w miesiącach, gdy zakaz obowiązywał, ceny zbóż i roślin oleistych drastycznie spadły, więc nie przyniósł tych rezultatów, o których mówili polscy politycy.

Zniesienie go było więc zaskoczeniem tylko dla polskich polityków, a nie dla ekspertów. A to dlatego, że ceny na rynku polskim są kształtowane przez sytuację podażowo-popytową na rynku światowym i europejskim, ceny w Polsce są mocno skorelowane z cenami na giełdzie Matif. Mamy więc taką sytuację, że polityka handlowa, która należy do UE, jest formułowana na gremiach KE, państw członkowskich i Parlamentu Europejskiego– a Polska podjęła decyzje inne, co do których nie ma żadnego uzasadnienia.

Nie widzieliśmy żadnych analiz polskiego rządu, które by pokazały, na ile ten zakaz wpłynął na ustabilizowanie polskiego rynku. Wręcz przeciwnie: wszystkie dane pokazują, że ceny surowców rolnych spadają, ten zakaz ma więc znaczenie emocjonalne, przedwyborcze, to propaganda przed wyborami, która ma uspokoić nastroje rolników. Myślę jednak, że na dłuższą metę to poważny problem, który obnaża brak konkurencyjności polskiego rolnictwa w niektórych sektorach. Jeśli chodzi o zboże, nie jesteśmy w stanie konkurować z Ukrainą i do tego powinniśmy się przygotować. Na pewno nie zakazami, bo one nie będą obowiązywały długo, Polska będzie musiała się z nich wycofać. Te różne oskarżenia pod adresem KE są nieuprawnione, ponieważ fakty mówią zupełnie coś innego i widzimy, że nawet Rumunia czy Bułgaria je uznały.

Minister rolnictwa Robert Telus oskarżył w piątek Komisję Europejską o działanie na szkodę Polski i całej przyfrontowej piątki krajów, a nawet całej UE. Jednak jego słowa były nieco sprzeczne z faktami – choćby jeśli chodzi o postrzeganie tej rzekomej szkody, Rumunia i Bułgaria same już zdecydowały, że nie będą walczyć o zakaz, Rumunia chce nawet zwiększyć tranzyt ukraińskiego zboża. Jednak poparcie dla PiS na wsi podczas ostatnich wyborów w 2019 r. było ogromne, na partię głosowało 67 proc. rolników oraz 54 proc. mieszkańców wsi, stąd tak wielkie znaczenie przykłada ona dziś do przekonania rolników, że działają na ich korzyść. Jak wygląda konkurencyjność polskiego rolnictwa wobec ukraińskiego?

Polskie rolnictwo nie jest konkurencyjne wobec ukraińskiego w produkcji zboża i roślin oleistych, ale Polska jest bardzo konkurencyjna w produktach mleczarskich – eksportujemy ich dużo do Ukrainy – a także produktów przetworzonych, wysyłamy tam nawet makarony. Natomiast jeśli chodzi o zboże, ze względu na areał upraw i czarnoziemy Ukrainy, tu polska sytuacja jest trudniejsza. Tę konkurencyjność Polski należałoby podnieść i można to zrobić, ale rząd tego nie robi, woli grać na emocjach rolników, chwytliwych hasłach. A tak naprawdę, by konkurować z rolnictwem ukraińskim, należałoby wzmacniać rolnictwo towarowe. Zobaczmy, co się dzieje w polskiej polityce rolnej.

Plan strategiczny, który rząd polski przygotował, przesuwa środki od dużych gospodarstw do tych najmniejszych, socjalnych. W takiej sytuacji rolnicy będą faktycznie mieli coraz większe trudności, by konkurować. Cały świat rolniczy w Europie idzie w kierunku cyfryzacji i zielonej transformacji. Wykorzystuje do tego nie tylko politykę rolną, ale krajowe programy odbudowy, a Polska nie korzysta z tego programu. Tracimy tę konkurencyjność, którą należałoby budować, a nie uprawiać propagandę.

Co oznacza pomoc dla gospodarstw towarowych? Chodzi panu o wspieranie największych gospodarstw?

Nie, mówię o gospodarstwach od 30 do 100 ha, to są gospodarstwa rodzinne, które według polskiej definicji mają do 300 ha. Ale nawet z takich gospodarstw przesuwane są środki do małych.

Rząd obiecał, że wyrówna dopłaty bezpośrednie, czego nie uczynił, ale przesunął środki z inwestycji, modernizacji, na dopłaty bezpośrednie dla małych gospodarstw. To właśnie działanie powoduje, że nie będzie konkurencyjności. Rolnicy nie są też dobrze poinformowani, brakuje rzeczywistego dialogu, a nie tylko obiecywania rolnikom i składania obietnic bez pokrycia. Oni potrzebują zrozumieć trudność tej sytuacji.

Inne kraje zaczynają współpracę z Ukrainą – ona będzie kiedyś członkiem UE i trzeba z nią zacząć współdziałać, choćby jak Rumunia. Ukraina obiecała też wprowadzić licencjonowanie eksportu, a więc będą licencje eksportowe i będzie mogła wpływać na to, by nie zakłócać rynków krajów przygranicznych. To bardzo ważna deklaracja, która w Polsce nie jest zauważana.

Dotknął pan całej listy problemów. Rumunia ma gotową infrastrukturę, porty naddunajskie i port w Konstancy, ma dojście do Morza Czarnego. Polska tego nie ma. Czy mamy więc jakiś pomysł, jak możemy zaopiekować się tym tranzytem ukraińskiego zboża i zarobić na tym transporcie?

Tranzyt to jedna sprawa, jeśli sytuacja się ustabilizuje, to wykorzystywane będą raczej tańsze szlaki przez Morze Czarne. Ale Polska powinna się przygotowywać na współpracę sektorów, szczególnie w przetwórstwie. Na przykład polscy producenci makaronów mogliby w oparciu o zboże importowane z Ukrainy zwiększyć wolumen produkcji i nawet eksportować makarony premium do Ukrainy. Oni nawet o tym mówią, ale potrzebują aktywnego wsparcia rządu w promocji i tych funduszy na wspieranie produkcji towarowej, których nie ma, bo zostały przesunięte do małych gospodarstw.

Myślę, że szansa Polski nie leży w tranzycie, ale właśnie w przetwórstwie i wspólnych projektach Polski i UE, i eksportowaniu żywności przetworzonej na rynki trzecie. Ten element jest obecnie mało wykorzystywany. Żeby już nie mówić tylko o zbożu, lepiej opłaca się importować rzepak czy słonecznik z Ukrainy, tutaj produkować z nich olej, i zostawiać go w kraju lub eksportować śrutę, wykorzystywaną do produkcji zwierzęcej. Jest wiele możliwości, ale w ogóle o tym nie rozmawiamy, nikt nie pomaga rolnikom zreorganizować tej współpracy w tak trudnych warunkach.

Ukraina zobowiązała się do licencjonowania zezwoleń na eksport. Natomiast w czerwcu wykryto tam aferę korupcyjną w urzędach wydających certyfikaty jakości zboża, za opłatą można było wysłać zboże każdej jakości. Polska oczywiście też ma trudności, choćby do tej pory niewyjaśniony fenomen zboża technicznego. Na ile jest więc prawdopodobne, że Ukraina z tego aktualnego zobowiązania się wywiąże, biorąc pod uwagę, że korupcja jest sporym problemem, który jest w stanie ten wysiłek rozmyć?

Myślę, że są szanse, wszyscy wyciągają lekcje z przeszłości. Przypadki korupcji się zdarzają, nie można tego wykluczyć, ale dla Ukrainy rolnictwo jest tak ważnym sektorem, że sądzę, że zostaną użyte wszystkie środki, by przestrzegać tych zasad. Brakuje nam jednak dokładnych informacji, nie wiemy, ile próbek w Polsce zatrzymano, które nie spełniają norm jakości. A kontrola jakości po stronie UE należy do służb polskich. Tutaj oczekuję przejrzystej informacji, co wykryto i gdzie leżą problemy. W lipcu występowałem w programie z wiceministrem rolnictwa Czech, gdy on powiedział, że na 135 próbek w ostatnim tygodniu, wszystkie były znakomitej jakości, nie wykryto żadnych problemów z jakością ukraińskiego zboża. Mogą się oczywiście zdarzać, ale u nas się o tym nie mówi, nie wiemy, jak naprawdę wygląda sytuacja, mówimy tylko o rzekomej złej jakości zboża. Natomiast zboże techniczne to wyłącznie kamyczek po stronie polskich służb i polskich władz, do tej pory nie wiemy, jaka była faktycznie skala importu zboża technicznego i kto za nie odpowiada.

Kolejnym wielkim lękiem polskiego rolnictwa jest członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej. W orędziu o stanie UE Ursula von der Leyen powiedziała jasno, że miejsce Ukrainy jest w UE. Natomiast jeśli chodzi o rolnictwo, Europa się boi i nic dziwnego, w Ukrainie są ogromne gospodarstwa, największe są wielkości Luksemburga. Jak pogodzić więc akcesję Ukrainy z dopłatami unijnymi do hektara?

Promotorem członkostwa Ukrainy w UE jest zarówno polski prezydent, jak i premier: mówili o tym dużo wcześniej przed orędziem. To leży w globalnym interesie wszystkich.

Natomiast faktycznie wyzwaniem jest zintegrowanie rolnictwa ukraińskiego w polityce rolnej. Takim samym problemem niektórzy określali zintegrowanie rolnictwa Polski, Czech czy Słowacji, gdzie są obecnie największe gospodarstwa w UE. Myślę, że to się na pewno uda, są analizy i dyskusje, tylko nie ma tych rozmów w Polsce.

Przede wszystkim nie obawiajmy się, że dzisiejsze dopłaty będą automatycznie rozciągnięte na rolnictwo ukraińskie, tego budżet faktycznie by nie uniósł. Ale pamiętajmy, że w Polsce dopłaty unijne również miały okres przejściowy, a 20 proc. tych dopłat jest dziś przeznaczone na ekoschematy, czyli działania rolno-środowiskowe. Ukraina musi spełnić wszystkie wymagania, zarówno jeśli chodzi o kwestie środowiska, ochrony klimatu, a unijna polityka rolna ewoluuje w kierunku takim, by zmniejszyć rolę dopłat bezpośrednich, a zwiększyć środki na inwestycje i modernizacje, kwestie ograniczenia pestycydów i innych środków chemicznych, antybiotyków. To Ukraina będzie także musiała wykonać.

Jerzy Plewa

Jerzy Plewa, ekspert Team Europe, do stycznia 2020 r. szef dyrekcji generalnej ds. rolnictwa i obszarów wiejskich (DG AGRI) w Komisji Europejskiej (2013–2020). Wcześniej był wiceministrem rolnictwa ds. międzynarodowych oraz negocjacji handlowych (1997–2004), w ramach rządowego zespołu negocjacyjnego o członkostwo Polski w UE odpowiadał za obszar rolnictwa.

Wcześniej był adiunktem w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, kierownikiem Centrum Badań i Wdrożeń SGGW, a także ekspertem FAO i Banku Światowego oraz – doradcą prezesa NBP. 

Czy te oddolne zakazy importu zboża są bardzo poważnym złamaniem prawa unijnego, czy przeceniamy wagę tych wydarzeń?

Mamy tu do czynienia ze złamaniem prawa unijnego, bo handel należy do wyłącznej odpowiedzialności Komisji Europejskiej i Unii Europejskiej. Nie ma więc wątpliwości, że wyłamanie się z decyzji podejmowanych w imieniu wszystkich 27 państw członkowskich jest naruszeniem prawa i procedura naruszeniowa na pewno będzie miała miejsce.

Pozostało 96% artykułu
Rolnictwo
Ukraińscy rolnicy zbiorą więcej pszenicy w 2025 roku. Rosyjscy mają problem
Rolnictwo
Komisja Europejska oceniła ukraińskie rolnictwo. Na razie jest „dwója”
Rolnictwo
Saudyjczycy buszują w rosyjskim zboż. Przejmują kontrolę nad rolnictwem
Rolnictwo
Anna Zalewska: Zrównoważone rolnictwo jest bliskie naszej strategii
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rolnictwo
Wieprzowina wkrótce może drożeć