Czy te oddolne zakazy importu zboża są bardzo poważnym złamaniem prawa unijnego, czy przeceniamy wagę tych wydarzeń?
Mamy tu do czynienia ze złamaniem prawa unijnego, bo handel należy do wyłącznej odpowiedzialności Komisji Europejskiej i Unii Europejskiej. Nie ma więc wątpliwości, że wyłamanie się z decyzji podejmowanych w imieniu wszystkich 27 państw członkowskich jest naruszeniem prawa i procedura naruszeniowa na pewno będzie miała miejsce.
Według analiz Komisji Europejskiej nie ma żadnych podstaw, by ten zakaz importu mógł być utrzymany zgodnie z prawem. Zakaz miał zapobiegać zakłóceniom na rynku zbóż i roślin oleistych w państwach przygranicznych, należących do UE. Jednak w miesiącach, gdy zakaz obowiązywał, ceny zbóż i roślin oleistych drastycznie spadły, więc nie przyniósł tych rezultatów, o których mówili polscy politycy.
Zniesienie go było więc zaskoczeniem tylko dla polskich polityków, a nie dla ekspertów. A to dlatego, że ceny na rynku polskim są kształtowane przez sytuację podażowo-popytową na rynku światowym i europejskim, ceny w Polsce są mocno skorelowane z cenami na giełdzie Matif. Mamy więc taką sytuację, że polityka handlowa, która należy do UE, jest formułowana na gremiach KE, państw członkowskich i Parlamentu Europejskiego– a Polska podjęła decyzje inne, co do których nie ma żadnego uzasadnienia.
Nie widzieliśmy żadnych analiz polskiego rządu, które by pokazały, na ile ten zakaz wpłynął na ustabilizowanie polskiego rynku. Wręcz przeciwnie: wszystkie dane pokazują, że ceny surowców rolnych spadają, ten zakaz ma więc znaczenie emocjonalne, przedwyborcze, to propaganda przed wyborami, która ma uspokoić nastroje rolników. Myślę jednak, że na dłuższą metę to poważny problem, który obnaża brak konkurencyjności polskiego rolnictwa w niektórych sektorach. Jeśli chodzi o zboże, nie jesteśmy w stanie konkurować z Ukrainą i do tego powinniśmy się przygotować. Na pewno nie zakazami, bo one nie będą obowiązywały długo, Polska będzie musiała się z nich wycofać. Te różne oskarżenia pod adresem KE są nieuprawnione, ponieważ fakty mówią zupełnie coś innego i widzimy, że nawet Rumunia czy Bułgaria je uznały.
Minister rolnictwa Robert Telus oskarżył w piątek Komisję Europejską o działanie na szkodę Polski i całej przyfrontowej piątki krajów, a nawet całej UE. Jednak jego słowa były nieco sprzeczne z faktami – choćby jeśli chodzi o postrzeganie tej rzekomej szkody, Rumunia i Bułgaria same już zdecydowały, że nie będą walczyć o zakaz, Rumunia chce nawet zwiększyć tranzyt ukraińskiego zboża. Jednak poparcie dla PiS na wsi podczas ostatnich wyborów w 2019 r. było ogromne, na partię głosowało 67 proc. rolników oraz 54 proc. mieszkańców wsi, stąd tak wielkie znaczenie przykłada ona dziś do przekonania rolników, że działają na ich korzyść. Jak wygląda konkurencyjność polskiego rolnictwa wobec ukraińskiego?
Polskie rolnictwo nie jest konkurencyjne wobec ukraińskiego w produkcji zboża i roślin oleistych, ale Polska jest bardzo konkurencyjna w produktach mleczarskich – eksportujemy ich dużo do Ukrainy – a także produktów przetworzonych, wysyłamy tam nawet makarony. Natomiast jeśli chodzi o zboże, ze względu na areał upraw i czarnoziemy Ukrainy, tu polska sytuacja jest trudniejsza. Tę konkurencyjność Polski należałoby podnieść i można to zrobić, ale rząd tego nie robi, woli grać na emocjach rolników, chwytliwych hasłach. A tak naprawdę, by konkurować z rolnictwem ukraińskim, należałoby wzmacniać rolnictwo towarowe. Zobaczmy, co się dzieje w polskiej polityce rolnej.