Firma Zero Carbon Farms hoduje przyprawy i sałatę w Clapham, w południowym Londynie, w gęsto zaludnionej strefie, gdzie zupełnie nie ma miejsca na rolnictwo. Ale 30 metrów pod ziemią istnieją długie tunele, słychać w nich przejeżdżające górą metro, a dzięki nowoczesnej technologii można było pomyśleć o uprawianiu tam roślin — pisze Reuter.
Siedem lat po pierwszych „żniwach” Zero Carbon Farms podwoi wkrótce powierzchnię upraw, reagując na duży popyt na młode pędy groszku, rukolę i rukiew wodną (cresson) dużych sieci handlowych i miejscowych restauracji. Kupującym podobają się świeże produkty, które trafiają na talerz konsumenta w ciągu 2 godzin od zebrania, a także ich dostępność w mieście bez konieczności długiego transportu drogowego czy lotniczego z towarzyszącymi emisjami spalin.
— Ten rodzaj działalności ma ogromną przyszłość. Może stać się zasadniczym punktem zwrotnym we właściwym korzystaniu z technologii — stwierdził główny specjalista tej farmy, Tommaso Vermeir.
Pionowe rolnictwo, uprawianie roślin na kolejnych poziomach, bez użycia ziemi, często w kontrolowanych warunkach (wilgotność, światło, temperatura) rozwija się błyskawicznie na świecie, idą na to miliardy dolarów. Ma być częścią rozwiązania problemu bezpieczeństwa żywnościowego, który powstał na skutek zwiększania się liczby ludności na świecie, gdy dochodzi do poważnych zmian klimatu i do zagrożeń geopolitycznych. Uprawy przy sztucznym świetle wymagają jednak więcej energii niż tradycyjne pola, największa przeszkodą pionowego rolnictwa są koszty produkcji. — Najbardziej podnieca w tej działalności to, że nikt jeszcze nie opanował jej w pełni — uważa Olivia O'Brien, dyrektor ds. rozwoju tej firmy.
Lokalizacja upraw pod ziemią zapewnia ochronę przed zimnem. Firma dysponuje „wirtualnym prywatnym okablowaniem” zasilającym w energię z odnawialnych źródeł. Jej ceny wzrosły w tym roku, ale Vermeir poinformował, że umowa zawarta z dostawcą Octopus Energy zapewniła lepszą cenę od energii oferowanej przez konkurentów.