Kinga Duda podczas prezydenckiego wieczoru wyborczego mówiła, że jej ojciec dla Polski zrobi wszystko. Nie wspomniała, że sama będzie chciała skorzystać zawodowo na prezydenturze rodzica.
W sierpniu Kinga Duda została doradcą społecznym taty. Dwudziestopięciolatka w 2019 r. ukończyła studia prawnicze, podyplomowe w Waszyngtonie i odbyła kilka staży. Nie wiemy nic o jej skuteczności zawodowej i praktycznych dokonaniach. Podobnie jak nie wiemy, jakie kompetencje ma wiceprezes PiS Adam Lipiński do zasiadania w zarządzie Narodowego Banku Polskiego, o czym dowiedzieliśmy się równie niespodziewanie.
Również w czwartek posłowie PiS negatywnie zaopiniowali kandydaturę Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz na rzecznika praw obywatelskich, mimo że ma kierunkowe wykształcenie, długoletnie doświadczenie i poparło ją 700 organizacji społecznych. O awansie w państwie rządzonym przez PiS decyduje pochodzenie, nie doświadczenie.
Owszem, Ivanka Trump również doradza tacie, ale nikt tam nie ukrywa, że Donald Trump spełnia kaprysy ukochanej córeczki. Jak by zareagowało PiS, gdyby dzieci prezydentów Wałęsy, Kwaśniewskiego czy Komorowskiego były prezydenckimi doradcami społecznymi, możemy sobie tylko wyobrazić.
Kinga Duda powinna zrezygnować z funkcji doradcy taty. Szkodzi nie tylko sobie i wizerunkowi głowy państwa, ale też udowadnia, że nepotyzm popłaca. Każdy sam powinien pracować na własne nazwisko, również córka prezydenta. Tylko wtedy trzeba włożyć więcej wysiłku i udowodnić, że sukces osiągnęło się dzięki własnej ciężkiej pracy, a nie związkom rodzinnym. Warto się wysilić, pani Kingo.