Dąbrowska: Niewidzialne ręce kontra święte okopy

Wojsko PiS jest odkarmione i niezbyt szybkie. Protestujący są niezdefiniowani i politycznie nieuchwytni, przez co władza miota się w epitetach.

Aktualizacja: 08.11.2020 21:55 Publikacja: 08.11.2020 19:55

Dąbrowska: Niewidzialne ręce kontra święte okopy

Foto: AFP

Na wojnie chodzi o zwycięstwo, nie o upór – jak pisał w „Sztuce Wojny" chiński generał Sin Tzu. I chociaż uwaga ta pochodzi z VI wieku p.n.e., niewielu z tych, którzy wypowiadają i prowadzą wojny, umie się do niej zastosować. Być może dlatego, że upór mylony jest często z wiernością ideałom.

PiS od lat prowadzi wojnę. Stan zagrożenia, zamachu na wartości, na państwo, na naród jest usprawiedliwieniem kolejnych mobilizacji, przesileń i bitew. Prezesowi Kaczyńskiemu nieobca jest też sztuka uników, maskowania, cierpliwego oczekiwania na ruch przeciwnika. Nie brak mu też odwagi robienia i mówienia rzeczy, których nikt inny nie uznałby za możliwe do wypowiedzenia. To zresztą metoda wspólna nowej politycznej światowej formacji: populistycznego neokonserwatyzmu. Całkiem zresztą zgodna z zasadami Sin Tzu, który zaskoczenie uważał za jeden z najważniejszych oręży.

Zaskoczenie działa jednak krótko, a jeśli staje się stałym elementem strategii – przestaje działać w ogóle. Bycie nieobliczalnym miesza wrogom w głowach, ale zwykłych ludzi męczy i wytrąca z równowagi. A stan permanentnej walki osłabia morale nawet własnych żołnierzy. Oni przecież też chcą trochę zwyczajnie pożyć i stanąć „na spocznij".

Jeśli przyjąć, że obecnym wrogiem PiS jest Ogólnopolski Strajk Kobiet czy szerzej np. „lewacka ideologia śmierci" albo bardziej tradycyjnie „skorumpowane liberalne elity", to widać, że działania PiS nie przyniosły skutku. Wszyscy ci mityczni wrogowie rozwijają się bez przeszkód. I rosną – szczególnie w oczach PiS. Jeśli jednak celem działań jest napełnienie własnych sakw, zdobycie nowych terytoriów oraz żołnierski gwałt i rabunek – to gołym okiem wdać, że udaje się go spełniać.

Rozmiar protestów zaskoczył władzę. Zmieniają się też korzystne dla PiS okoliczności: sojusz z USA zawisł w próżni, poparcie Kościoła staje się obciążeniem, pandemia zbiera żniwo i obnaża niekompetencję. Co radzi w takiej sytuacji chiński generał? „Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie" – poucza. I dodaje, że idzie się na nowe wojny w czasach dobrobytu, a w czasach głodu – nie. Wydaje się jednak, że polityczna sytuacja w Polsce stała się mało racjonalna. I to za sprawą wspomnianego na początku uporu. Wycofanie się do okopów przed niewidzialną ręką kobiecych protestów nie mieści się w głowie prezesowi PiS, a przede wszystkim pragnącym bitewnej adrenaliny partyjnym jastrzębiom.

Protestujący wróg jedną umiejętność opanował całkiem nieźle: to błyskawiczna zmiana pola bitwy. Nie podobało się atakowanie kościołów? Więc się skończyło. PiS próbowało podzielić obywateli na wierzących i niewierzących? Ten pomysł też nie wypalił. Ludzie nie zaczęli też straszyć dzieci feministkami, a Borys Budka nie miał szans, by stanąć na czele demonstracji. Czy to wystarczy, by spełnić postulat Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, by rząd podał się do dymisji? Nie. Można jednak liczyć na mądrość Sin Tzu, kiedy pisał, że „człowiek bez strategii, który lekceważy sobie przeciwnika, nieuchronnie skończy jako jeniec".

Na wojnie chodzi o zwycięstwo, nie o upór – jak pisał w „Sztuce Wojny" chiński generał Sin Tzu. I chociaż uwaga ta pochodzi z VI wieku p.n.e., niewielu z tych, którzy wypowiadają i prowadzą wojny, umie się do niej zastosować. Być może dlatego, że upór mylony jest często z wiernością ideałom.

PiS od lat prowadzi wojnę. Stan zagrożenia, zamachu na wartości, na państwo, na naród jest usprawiedliwieniem kolejnych mobilizacji, przesileń i bitew. Prezesowi Kaczyńskiemu nieobca jest też sztuka uników, maskowania, cierpliwego oczekiwania na ruch przeciwnika. Nie brak mu też odwagi robienia i mówienia rzeczy, których nikt inny nie uznałby za możliwe do wypowiedzenia. To zresztą metoda wspólna nowej politycznej światowej formacji: populistycznego neokonserwatyzmu. Całkiem zresztą zgodna z zasadami Sin Tzu, który zaskoczenie uważał za jeden z najważniejszych oręży.

Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki