Korzystając z dopuszczenia na trybunę ONZ Siergiej Ławrow powtórzył wszystkie wcześniejsze rosyjskie oskarżenia pod adresem Ukrainy. Przede wszystkim zarzucił jej władzom, że objęły rządy w wyniku zamachu stanu. Mówił, że są one „neonazistowską dyktaturą”, co jego zdaniem w 85. rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej jest szczególnie niedopuszczalne.
Intrygujące, jak niewiele miejsca Ławrow poświęcił ewentualnemu wstąpieniu Ukrainy do NATO. Choć oczywiście nie poskąpił słuchającym (byli tacy na sali, a jakże) informacji o „anglosaksońskiej strategii” i „wciąganiu Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego”.
Czytaj więcej
Rosyjski prezydent Władimir Putin przedstawił publicznie szykowane zmiany w doktrynie jądrowej, znów szantażując Zachód.
Kreml znów stawia na swoich prawosławnych
Ale w sprawie rosyjskiej wojny z Ukrainą najciekawsze były dwa inne elementy. Po raz kolejny wysokiej rangi urzędnik Putina upomniał się o prawa „kanonicznej cerkwi” nad Dnieprem – tak jakby Ławrow był upoważniony do rozstrzygania o kanoniczności lub niekanoniczności kościołów. To jednak znak, że przy ewentualnych rozmowach pokojowych z Kijowem pojawi się sprawa podległej Moskwie Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej.
Widać, że Kreml jest do niej bardzo przywiązany. Taki instrument ingerencji w sprawy sąsiednich państw to zresztą rosyjska tradycja od drugiej połowy XVIII wieku, przede wszystkim w stosunku do I Rzeczpospolitej.