Rusłan Szoszyn: Ukraińcy w obwodzie kurskim znaleźli piętę achillesową Władimira Putina

Gospodarz Kremla zakładał, że ma czas na to, by w nieskończoność wykrwawiać Ukrainę. Wojna potoczyła się inaczej, rosyjski przywódca ma poważny dylemat. Musi pilnie podjąć decyzję, ale nie ma już dobrych rozwiązań.

Publikacja: 17.08.2024 06:48

Rusłan Szoszyn: Ukraińcy w obwodzie kurskim znaleźli piętę achillesową Władimira Putina

Foto: AFP

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 906

Po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę Władimir Putin szybko zrozumiał, że nie wejdzie do Kijowa. Obrał więc strategię polegającą na powolnym „wypychaniu” Ukraińców z pozycji w Donbasie i innych okupowanych regionach poprzez nieustanne bombardowania i poświęcenie wielu tysięcy własnych żołnierzy. Takim sposobem, krok po kroku, armia rosyjska, ponosząc gigantyczne straty i wypalając wszystko po drodze od miesięcy posuwała się do przodu. Szacuje się, że miesięcznie w Rosji rekrutowano 20-30 tys. żołnierzy kontraktowych, którzy za wysokie wynagrodzenia i odszkodowania (w razie śmierci) decydowali się na udział w wojnie. Tego Putinowi wystarczało, by zasilać swoje nacierające na kolejne ukraińskie miejscowości jednostki.

Ukraina zmienia strategię. Uderza w czuły punkt Putina

Utrzymanie dotychczasowego status quo na dłuższą metę było jednak ryzykowne dla Ukraińców. Po pierwsze dlatego, że mają nieporównywalnie mniejszy potencjał mobilizacyjny niż Rosja. Zwłaszcza, że miliony Ukraińców wyjechało za granicę. Po drugie obrona pozycji w Donbasie, na które Rosja nieustannie zrzuca kierowane bomby lotnicze (od 500 kg do nawet 1,5 tony), pochłania mnóstwo sił armii ukraińskiej i niemało żyć ludzkich. Dotychczasową sytuację można było porównać z buldożerem, który powoli posuwa się do przodu wyrywając po drodze kolejne głazy. Ukraińcy postanowili zaatakować rosyjską maszynę wojenną zupełnie z innej strony.

Czytaj więcej

Ofensywa Kijowa w obwodzie kurskim. Jak daleko pójdzie armia ukraińska?

Po wkroczeniu sił ukraińskich do obwodu kurskiego wielu ekspertów zakładało, że Putin będzie musiał wycofać swoje najlepsze jednostki z Donbasu i tym samym spowolnić, a może i całkiem zatrzymać swoją trwającą od miesięcy ofensywę. Dotychczas jednak nie było wiarygodnych doniesień, by gospodarz Kremla na to się zdecydował. Roi się natomiast od informacji, które wskazują na to, że do obwodu kurskiego z innych regionów kraju pośpiesznie przerzucają żołnierzy zasadniczej służby wojskowej. A to oznaczałoby, że Putin postanowił złamać zawartą na początku inwazji umowę z własnym społeczeństwem.

Rosjanie nie chcą kolejnego Afganistanu, bo źle się kojarzy

Polegała na tym, że żołnierzy zasadniczej służby wojskowej (w Rosji trwa rok, poborowi podlegają mężczyźni w wieku 18-30 lat) nie wysyła się do strefy działań wojennych nad Dnieprem. W świetle prawa Putin mógłby to zrobić, gdyby Rosja została napadnięta i gdyby w kraju ogłoszono stan wojenny. Niczego takiego Kreml nie robi, mimo że Ukraińcy zajęli już ponad 1 tys. km. kw obwodu kurskiego. Rosyjski przywódca nadal woli obracać się w świecie „specjalnych” i „antyterrorystycznych” operacji. Wszystko po to, by nie powiedzieć swoim rodakom wprost: „rozpętałem wojnę i sprowadziłem ją do waszych domów”. Teraz musi pilnie znaleźć wystarczającą liczbę żołnierzy, by wypchnąć Ukraińców i nie pozwolić im się okopać. W przeciwnym wypadku klęska wizerunkowa będzie nie do nadrobienia. 

Czytaj więcej

Rusłan Szoszyn: Majstersztyk Ukrainy w obwodzie kurskim. Teraz to Rosja w defensywie

Znacznie bardziej ryzykowne będzie kierowanie 18-letnich żołnierzy siłą wcielonych do wojska do walki z dobrze wyszkolonymi siłami specjalnymi Ukrainy. W takim przypadku Rosjanom mógłby się przypomnieć Afganistan, gdy młodzi chłopacy wracali w trumnach z wojny, której przyczyn nie rozumieli. Wszystkie sondaże z ostatnich lat wskazują, że jedynie co trzeci mieszkaniec Rosji uważa, że inwazja na Afganistan „była uzasadniona”.

Wojna Rosji z Ukrainą. Putin nie osiągnął swoich celów

Zapewne większość omotanych propagandą Rosjan już zdążyło się pogubić co do tego, jakie cele stawia przed sobą Kreml w trwającej od ponad dwóch lat (a w zasadzie od 10 lat) wojny. Najpierw Putin mówił o „odzyskaniu Krymu”. Następnie przekonywał, że musi „bronić ludności Donbasu”. Później stwierdził, że chce „denazyfikować” i „demilitaryzować” Ukrainę. Ale nie uprzedzał Rosjan, że ich powołani do wojska tuż po ukończeniu szkoły średniej synowie będą musieli ginąć w obronie Kurska. Wielu Rosjan zapewne zacznie się zastanawiać nad przyszłością swojego kraju. I zadawać pytania. Czy polityka Putina nie sprawi, że jutro trzeba będzie bronić Moskwy?

Nastroje w społeczeństwie rosyjskim już nie są jednoznaczne. Owszem, większość popiera działania swojej armii nad Dnieprem (wielu ekspertów uważa, że w dyktaturze Putina ludzie boją się szczerze odpowiadać na to pytanie w rozmowie z ankieterami), ale jednocześnie większość Rosjan już chce zakończenia wojny i rozpoczęcia rozmów pokojowych. Z najnowszego sondażu niezależnego ośrodka Centrum Lewady (przeprowadzonego w lipcu, przed ofensywą Ukrainy w obwodzie kurskim) uważa tak aż 58 proc. Rosjan.

Ofensywa Ukrainy w obwodzie kurskim. Kijów wybrał odpowiedni moment

Ukraińcy zaatakowali więc teren Rosji w najgorszym dla Putina momencie, gdy od miesięcy w rosyjskim społeczeństwie rośnie poparcie dla rozmów pokojowych i niechęć do wojny. W obecnej sytuacji Putin nie może takich rozmów rozpocząć, bo przecież „nigdy nic nie robił pod presją”. Nie może też ściągnąć swoich najważniejszych sił z Donbasu, bo pokrzyżowałby trwającą od wielu miesięcy ofensywę. Nie może też ogłosić powszechnej mobilizacji i stanu wojennego, bo to dobiłoby jego gospodarkę. Wygląda na to, że dzisiaj Putinowi nie pozostały już żadne dobre rozwiązania. Każdy krok będzie zły.

Ale najgorszą decyzją będzie brak decyzji. Bo gdyby Ukraińcy przedarli się w głąb Rosji i sprawili ucieczkę mieszkańców 500-tysięcznego Kurska, konsekwencje dla rządów Putina byłyby nie do przewidzenia. Wtedy większość jego rodaków ujrzy „nagiego króla”, który obiecał budowę wielkiego imperium, a nie jest w stanie obronić własnego kraju.

Po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę Władimir Putin szybko zrozumiał, że nie wejdzie do Kijowa. Obrał więc strategię polegającą na powolnym „wypychaniu” Ukraińców z pozycji w Donbasie i innych okupowanych regionach poprzez nieustanne bombardowania i poświęcenie wielu tysięcy własnych żołnierzy. Takim sposobem, krok po kroku, armia rosyjska, ponosząc gigantyczne straty i wypalając wszystko po drodze od miesięcy posuwała się do przodu. Szacuje się, że miesięcznie w Rosji rekrutowano 20-30 tys. żołnierzy kontraktowych, którzy za wysokie wynagrodzenia i odszkodowania (w razie śmierci) decydowali się na udział w wojnie. Tego Putinowi wystarczało, by zasilać swoje nacierające na kolejne ukraińskie miejscowości jednostki.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki