Stefan Sękowski: Tu nie będzie rewolucji

Opozycja, jeśli wygra wybory, będzie dysponowała niewielką większością.

Publikacja: 12.04.2023 03:00

Cokolwiek by o tym sądzić, Jarosław Kaczyński (na zdjęciu) zmienił paradygmat polskiej polityki społ

Cokolwiek by o tym sądzić, Jarosław Kaczyński (na zdjęciu) zmienił paradygmat polskiej polityki społeczno-gospodarczej. 500+ i inne świadczenia zostaną z nami na dłużej.

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Ostatnie sondaże niemal bez wyjątku wskazują na to, że ani Zjednoczona Prawica, ani centrowa i lewicowa opozycja nie będą miały większości bez udziału Konfederacji. Wystarczy jednak, by jej poparcie spadło o 2–3 proc., albo żeby innej partii podskoczyło, a już zainteresowanie opinii publicznej i polityków ponownie przekieruje się na zwarcie dwóch największych bloków. Dlatego warto się zastanowić, co rzeczywiście może się po wyborach w Polsce zmienić. Takie puszczenie wodzy fantazji może pomóc w zrozumieniu, jaka jest rzeczywiście stawka tegorocznych wyborów.

Tusk w państwie PiS

Jeśli obecna opozycja (bez Konfederacji) wygra wybory, dojdzie do władzy w ramach systemu, który służył PiS do maksymalizacji szans wyborczych. Po pierwsze, przez zawłaszczenie instytucji (od TK przez NBP po media publiczne), które mają dostarczać rządzącym materialnych i niematerialnych (np. propaganda) środków pomagających w reprodukcji władzy. Po drugie, przez realizację szczegółowych polityk rządu (społeczna, międzynarodowa, energetyczna etc.) pełniących służebną rolę wobec wizerunku polityków.

Czytaj więcej

Sondaż: Konfederacja ma już prawie 12 proc. Sprawdzono, kto chce na nią głosować

Opozycja idzie do władzy pod hasłem m.in. rozmontowania tego systemu. Jednak gdy już się to stanie, bardzo zróżnicowana nowa koalicja składać się będzie z prawdopodobnie czterech klubów parlamentarnych, w skład których będzie wchodzić kilkanaście partii. W tym układzie Koalicja Obywatelska prezentuje stanowisko bardziej rewolucyjne, powstający sojusz PSL-Polska 2050 ewolucyjne, Lewica jest pośrodku. Ten blok, jeśli wygra, dysponować będzie niewielką większością, jeśli nie dojdzie do nieprzewidzianego tąpnięcia poparcia dla PiS, prawdopodobnie będzie brakować jej głosów do odrzucenia prezydenckiego weta. Po drugiej stronie będzie miała opozycję, która nie przepuści żadnej okazji do utrudniania realizacji zamierzeń rządu i ich krytyki. Już to może powodować, że wiele zamierzeń rządzących nie będzie realizowanych.

Przykładowo, opozycja obiecuje przywrócenie praworządności poprzez m.in. uczynienie TK na nowo niezależną instytucją. Deklaruje też, że chce, by media publiczne nie wysługiwały się rządzącym. Jednak ludzie związani z PiS będą mieli kontrolę nad tymi instytucjami co najmniej do 2027 roku. Większość sędziów TK wybrano zgodnie z prawem. Z kolei obecnie władze mediów publicznych wybiera Rada Mediów Narodowych. Nawet jeśli nowy rząd uzna, że nie ma ona do tego uprawnień, to wpadnie z deszczu pod rynnę, bo zgodnie z ustawą zasadniczą robi to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, którą kieruje Maciej Świrski.

Zakładając – co mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe – że nowa większość wystarczyłaby, by odrzucić weto prezydenta, mogłaby uchwalić ustawę, według której TK wydaje wyroki w składzie 16-osobowym (zgodnie z konstytucją liczy 15 osób). Gdyby Trybunał miał uznać to za bezprawne, przyszły premier mógłby (jak Beata Szydło) nie opublikować tego wyroku. Rządzący mogliby zastąpić RMN Radą Mediów Demokratycznych z własną większością i przejąć TVP oraz publiczne radio. Oznaczałoby to utrwalanie pisowskiego systemu, z tą różnicą, że zmieniłby się jego beneficjent. Nowy rząd mógłby też próbować się porozumieć z tymi instytucjami, pozostawiając ich dotychczasową obsadę, jednocześnie negocjując zakres swobody w prowadzeniu polityki czy brak nadmiernego propagandowego chłostania. Co samo w sobie także byłoby przyznaniem racji Kaczyńskiemu, że instytucje te zależą od władzy ustawodawczo-wykonawczej.

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: Niedyspozycja Jarosława Kaczyńskiego to problem dla PiS

Możemy się spodziewać długotrwałej szamotaniny między sejmo-rządem, prezydentem a poszczególnymi, przejętymi przez PiS instytucjami, której efektem nie będzie przywrócenie samodzielności.

Gospodarcze status quo

Także w polityce gospodarczej nie będzie daleko idących zmian. Cokolwiek by o tym sądzić, Jarosław Kaczyński zmienił paradygmat polskiej polityki społeczno-gospodarczej. 500+ i inne świadczenia zostaną z nami na dłużej. Chce tego większość Polaków, ale także większość opozycyjnych polityków (zwłaszcza Lewicy i PSL) uważa, że te rozwiązania się sprawdziły. Zresztą, poszczególne partie w tej kampanii prześcigają się w składaniu propozycji, które zwiększają zakres wydatków i reżimu regulacyjnego państwa.

Spodziewam się raczej wzrostu wydatków państwa, także kosztem zadłużenia „po korek”, który wbrew pozorom wciśnięty jest dość wysoko. Nowy rząd może w ramach rozdymania wydatków w większym stopniu dowartościować pracowników sektora publicznego, traktowanych przez PiS po macoszemu (nauczycieli, w tym akademickich, pielęgniarki, lekarzy). W zasięgu takiego rządu jest także wprowadzenie większej merytokracji w spółkach Skarbu Państwa. Nie będzie frontalnego starcia z Kościołem. Finansowanie go będzie mniej ostentacyjne, premier z KO nie będzie chciał iść na udry z instytucją, która nadal cieszy się sporym, choć topniejącym zaufaniem społecznym. Także po to, by nie cementować związków hierarchów z tą partią, traktowaną wówczas jako jedyny reprezentant interesów Kościoła.

Polityka międzynarodowa także bardzo się nie zmieni. I dobrze. W kwestii stosunku do Rosji i Ukrainy, a także relacji transatlantyckich występuje konsensus na scenie politycznej. Różnice są przede wszystkim w kontekście Unii Europejskiej. Tu można się spodziewać polepszenia stosunków między Polską a Brukselą. Pewne obawy (wyrażał je choćby Grzegorz Sroczyński na łamach Gazeta.pl) może budzić nadmierna spolegliwość PO wobec Niemiec w przeszłości. Jednak tu trudno cokolwiek wyrokować.

Uświadomienie sobie, jak wbrew pozorom wąskie są widełki, w jakich operować będą politycy po tegorocznych wyborach, mogłoby obniżyć nieco temperaturę sporu. Zwolennicy opozycji nie powinni mieć nadmiernych oczekiwań wobec swoich ulubieńców. Szybkich i radykalnych zmian nie będzie. Opozycja, obiecując samoograniczenie własnej władzy, zwiększa ryzyko jej utraty. Możliwe jest, że łatwo wejdzie w buty PiS. Z kolei obrońcy obecnego rządu nie powinni się obawiać liberalizmu w gospodarce czy daleko idących rozliczeń idoli. A nawet jeśli nowy rząd dokonałby skoku na instytucje, to przecież takie prawo rządzących ugruntował PiS przez ostatnie osiem lat, więc powinni to traktować jako trwałe osiągnięcie tego ugrupowania.

Skoro więc tak mało się zmieni, to czy zmiana rządzących będzie miała znaczenie? Już sama wymiana politycznych elit u szczycie spowolniłaby petryfikację systemu. Okaże się bowiem, że system nie jest niezawodny, a nowi rządzący będą musieli się go uczyć od zera. W ramach pisowskiego systemu mogliby zmieniać kierunki poszczególnych polityk i określać to mniej lub bardziej otwarcie mianem swoistego „oświeconego autorytaryzmu wyborczego”. Czy byłaby to rzeczywista zmiana – ocenę zostawiam czytelnikom.

O autorze

Stefan Sękowski

Publicysta i politolog, doktorant w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych UMCS w Lublinie z ekonomii i finansów

Ostatnie sondaże niemal bez wyjątku wskazują na to, że ani Zjednoczona Prawica, ani centrowa i lewicowa opozycja nie będą miały większości bez udziału Konfederacji. Wystarczy jednak, by jej poparcie spadło o 2–3 proc., albo żeby innej partii podskoczyło, a już zainteresowanie opinii publicznej i polityków ponownie przekieruje się na zwarcie dwóch największych bloków. Dlatego warto się zastanowić, co rzeczywiście może się po wyborach w Polsce zmienić. Takie puszczenie wodzy fantazji może pomóc w zrozumieniu, jaka jest rzeczywiście stawka tegorocznych wyborów.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki