Po pierwszym osobistym pocovidowym spotkaniu prezydentów Joe Bidena i Xi Jinpinga na wyspie Bali oraz po rozmowie Xi z wiceprezydent Kamalą Harris w Bangkoku zanosiło się na odwilż w stosunkach dwóch supermocarstw. Kolejnym jej etapem miała być wizyta w Pekinie szefa amerykańskiej dyplomacji Antony’ego Blinkena zapowiedziana na 5 lutego. Jednakże kilka dni wcześniej, we wtorek 31 stycznia Amerykanie uświadomili sobie, że nad ich terytorium dostał się – z Kanady, a wcześniej Alaski – tajemniczy balon. Szybko zidentyfikowano go jako obiekt pochodzący z terytorium Chińskiej Republiki Ludowej. Chińczycy nawet nie oponowali, twierdząc jedynie, że to sprzęt do badań zjawisk meteorologicznych czy też „statek cywilny, który znalazł się w amerykańskiej przestrzeni powietrznej przypadkowo” – jak oświadczył wiceszef chińskiej dyplomacji Xie Feng.
Akt przemocy
Skończyło się zestrzeleniem balona przez amerykański myśliwiec, a prezydent Biden potwierdził, że ten atak miał jego autoryzację. Wydał zgodę na taki akt już w środę, ale za radą wojskowych czekano do soboty, nie chcąc, by tajemniczy obiekt spadł na tereny zamieszkałe. Zestrzelono go na wodach przybrzeżnych USA po to, by wrak wydobyć i sprawdzić, czym ten rzekomy szpiegowski satelita był. Wydobywanie tego, co spadło, trwa.
Czytaj więcej
Władze w Pekinie po raz pierwszy potwierdziły, że dostrzeżony nad Ameryką Łacińską balon jest chiński. Wcześniej domniemany szpiegowski chiński balon zestrzeliły nad swoim terytorium USA.
Incydentu nie można bagatelizować, bowiem Chińczycy w specjalnym oświadczeniu MSZ uznali ten atak za reakcję „przesadną” i „akt przemocy” wymierzony w chiński sprzęt. Co prawda, wezwali do wstrzemięźliwości, ale zarazem nie wykluczyli aktów odwetowych. Co one miałyby oznaczać? Niebezpieczeństwo dla wszystkich obiektów USA zawieszonych nad obszarem ChRL? I jak interpretować pojęcie terytorium ChRL w świetle interpretacji Pekinu, że Tajwan to „sprawa wewnętrzna” Chin?
Pytań rodzi się wiele, szczególnie jeśli spojrzeć na ten incydent w szerszym tle. Wizytę Blinkena oczywiście odwołano, już wcześniej dając sygnały, że „nie ma dla niej dobrej atmosfery”. A przecież dokładnie wtedy, gdy amerykańskie i światowe media żyły balonem, szef Pentagonu Lloyd J. Austin przebywał w Manili i podpisał porozumienia w sprawie otwarcia czterech nowych baz amerykańskich na terenie Filipin, jak też na umożliwienie dostępu Amerykanom do wszystkich ważniejszych tamtejszych obiektów wojskowych.