Michał Kolanko: Opozycja skazana na rywalizację

Wspólna lista ugupowań anty-PiS, mimo deklaracji, raczej nie powstanie.

Publikacja: 09.11.2022 03:00

Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz (na pierwszym planie) podczas ostatniej Rady Naczelnej PSL ogło

Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz (na pierwszym planie) podczas ostatniej Rady Naczelnej PSL ogłosił własny projekt obywatelski ludowców, składający się z trzech części i korzystny dla seniorów, osób młodych i pracujących

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Polityków PiS i opozycji dzieli niemal wszystko, ale zgoda panuje co do jednego: wybory do Sejmu w 2023 roku będą być może najważniejsze od 1989 roku. Co już można o tej kampanii powiedzieć? Jest bardzo zaciekła i zaczęła się bardzo wcześnie. „Cykl życia” informacji, pomysłów i deklaracji jest krótki, bo ekosystem medialny napędzają media społecznościowe, w tym relatywnie nowe platformy jak TikTok.

Politycy PO cały czas podkreślają, że najlepszym pomysłem jest stworzenie wspólnej listy, bo to maksymalizuje wynik i pozwoli myśleć np. o przełamaniu weta prezydenta Andrzeja Dudy. Ale deklaracje PO są przez inne siły opozycyjne uznawane raczej za polityczne ustawianie się przed kolejnym etapem kampanii wyborczej niż realne dążenie polityczne. I chociaż w Sejmie atmosfera między opozycją jest teoretycznie dobra, to jest jasne, że kampania będzie rywalizacją o głosy. Nie tylko z PiS, ale też między sobą – jeśli nie będzie jednej listy sejmowej opozycji. A obok są siły pozaparlamentarne jak AgroUnia, której lider Michał Kołodziejczak już pod koniec sierpnia rozpoczął objazd kraju swoim kampanijnym autobusem, szykuje program (pisze go ekonomista Jan Zygmuntowski) i zawiera nietypowe sojusze, jak niedawno z aktywistkami klimatycznymi przy okazji strajku kryzysowego. A to dopiero początek.

Szymon Hołownia już zaczął ujawniać nazwiska, które będą na jego liście

Partie w Sejmie postawiły w ostatnich tygodniach na projekty obywatelskie. We wtorek Lewica ogłosiła akcję zbierania podpisów (razem z innymi środowiskami, np. z OPZZ) pod projektem wprowadzającym „rentę wdowią”, ustawą zmieniającą zasady przyznawania świadczeń po zmarłym współmałżonku. PO już kilka tygodni temu ogłosiło akcję zbierania podpisów pod ustawą dotyczącą in vitro. A prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz podczas ostatniej Rady Naczelnej PSL ogłosił własny projekt obywatelski ludowców, składający się z trzech części i korzystny dla seniorów, osób młodych i pracujących. Ludowcy wokół tego projektu mają w najbliższych tygodniach rozpocząć akcję zbierania podpisów połączoną z objazdem kraju. To w praktyce pomysł już kampanijny – również (tak jak w przypadku pozostałych partii) test struktur i możliwość przedstawienia projektu w Sejmie – i to w roku wyborczym. Bo projekty obywatelskie nie mogą być mrożone w sejmowej zamrażarce przez marszałek Sejmu.

Jeśli nie będzie wspólnej listy sejmowej opozycji, to nie znaczy automatycznie, że dojdzie między partiami czy blokami do starcia na wyniszczenie. Ale będzie i już trwa wzajemna rywalizacja, pośrednia lub bezpośrednia. Bo politycy opozycji są przekonani, że od siły poszczególnych partii będzie oczywiście zależeć układ sił po wyborach – czyli jak zakładają w nowym rządzie. Oczywiście nie oznacza to automatycznie wojny na wyniszczenie między siłami opozycji. Ale w praktyce żaden „pakt o nieagresji” nie ma sensu. Nawet jeśli np. w trakcie finalizacji rozmów o pakcie senackim w nowej wersji dojdzie do uroczystych deklaracji liderów partii tworzących pakt, to i tak rywalizacja między nimi będzie trwała już w najlepsze.

Widać to dobrze w tym roku na przykładzie PO i Lewicy. Donald Tusk wielokrotnie (zwykle podczas spotkań z młodymi ludźmi) składał deklaracje przesuwające jego partię w kierunku wyborców Lewicy. A to powiedział, że mieszkanie jest prawem, a nie towarem, a to – w trakcie Campus Polska Przyszłości – zadeklarował, że na listach PO do Sejmu nie będzie nikogo, kto nie popiera prawa kobiety o decydowaniu. Oczywiście liderzy i liderki Lewicy podkreślają, że ich środowisko ma te wszystkie kwestie w swoim DNA, ale trend jest bardzo wyraźny. To dobry model pokazujący, jak może wyglądać polityka w przyszłym roku.

Czytaj więcej

Sondaż: Dystans między PiS a KO znów się zmniejszył. Opozycja blisko większości potrzebnej do odrzucania weta

Dlatego przygotowania do właściwego etapu kampanii – wśród partii sejmowych i pozaparlamentarnych – idą pełną parą. Zarówno jeśli chodzi o przymiarki do list (Szymona Hołownia pokazuje nazwiska jako pierwszy) czy też przygotowania programowe. W styczniu czy lutym 2023 roku kampania rozkręci się jeszcze bardziej niż teraz. Zwłaszcza po tym, jak ostatecznie wyjaśni się format startu sejmowej opozycji, co stanie się najpóźniej na wiosnę przyszłego roku.

To wszystko uważnie obserwuje oczywiście PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego przygotowuje własny program i nazwiska na listach –na kolejny etap wyborczych zmagań w 2023 roku.

Polityków PiS i opozycji dzieli niemal wszystko, ale zgoda panuje co do jednego: wybory do Sejmu w 2023 roku będą być może najważniejsze od 1989 roku. Co już można o tej kampanii powiedzieć? Jest bardzo zaciekła i zaczęła się bardzo wcześnie. „Cykl życia” informacji, pomysłów i deklaracji jest krótki, bo ekosystem medialny napędzają media społecznościowe, w tym relatywnie nowe platformy jak TikTok.

Politycy PO cały czas podkreślają, że najlepszym pomysłem jest stworzenie wspólnej listy, bo to maksymalizuje wynik i pozwoli myśleć np. o przełamaniu weta prezydenta Andrzeja Dudy. Ale deklaracje PO są przez inne siły opozycyjne uznawane raczej za polityczne ustawianie się przed kolejnym etapem kampanii wyborczej niż realne dążenie polityczne. I chociaż w Sejmie atmosfera między opozycją jest teoretycznie dobra, to jest jasne, że kampania będzie rywalizacją o głosy. Nie tylko z PiS, ale też między sobą – jeśli nie będzie jednej listy sejmowej opozycji. A obok są siły pozaparlamentarne jak AgroUnia, której lider Michał Kołodziejczak już pod koniec sierpnia rozpoczął objazd kraju swoim kampanijnym autobusem, szykuje program (pisze go ekonomista Jan Zygmuntowski) i zawiera nietypowe sojusze, jak niedawno z aktywistkami klimatycznymi przy okazji strajku kryzysowego. A to dopiero początek.

Publicystyka
Marek Kozubal: Powódź to jednak nie jest wojna
Publicystyka
Kazimierz Wóycicki: Pisowskie zwyczaje nowej ministry kultury przy zwalnianiu Roberta Kostry z MHP
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Dlaczego Izrael nie powinien atakować Hezbollahu wybuchającymi pagerami
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Atak pagerami na Hezbollah. Jak premier Izraela pomaga Trumpowi
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Obustronne rozczarowanie Polaków i Ukraińców