Wiele osób, zwłaszcza związanych z opozycją, patrząc na zaloty Mateusza Morawieckiego wobec europejskiej proputinowskiej prawicy, oskarża obecny rząd PiS o prorosyjskość. Drugim koronnym argumentem ma być zbieżność niektórych metod działania. Opozycja z lubością wskazuje na oba te fakty, czasami przywołując jeszcze jawnie proputinowską postawę Kornela Morawieckiego, by wysnuć wniosek, że obecny rząd w swej polityce niczym nie różni się od polityki Viktora Orbána. Nic bardziej mylnego.
Rząd, który przekazał Ukrainie najwięcej czołgów, stworzył hub transportowy dla ukraińskiej armii; rząd dostarczający pomocy wojskowej o wartości, która plasuje nas na drugim miejscu za Stanami Zjednoczonymi; domagający się zaostrzania sankcji, który otworzył granice dla milionów uchodźców, dając im bezprecedensowe uprawnienia obywatelskie i wydając na pomoc im ponad 1 proc. PKB, nie może być oskarżany o wspieranie Putina w wojnie z Ukraińcami. Ci politycy opozycji, którzy liczą, że zbudują na takim oskarżeniu kapitał polityczny, ocierają się o śmieszność tak mocno, że śmieszność może nie wytrzymać naporu i zamienić się w groteskę.
Polskie elity powinny rzecz jasna wypracować jakiś minimalny choćby konsensus, bo każdy rząd znajdzie się w niezmiernie niewygodnej sytuacji manewrowania między sprzecznymi interesami
Jednocześnie jest prawdą, że wykrzykiwanie przez premiera Morawieckiego w Madrycie, iż „Unia chce być ponadnarodową bestią, zwierzęciem bez tradycji”, którą w domyśle trzeba pokonać i ujarzmić, z pewnością Kremla nie martwi. Zaś wznowienie ścisłej współpracy rządu Morawieckiego z rządem Orbána, który jest piątą kolumną Kremla w Europie, na pewno Putina wręcz cieszy. Jak więc to wszystko pogodzić?
Chaotyczna szarpanina
Rząd Morawieckiego jest na wojennej ścieżce w dwóch równoległych wojnach, które się na siebie nakładają, jak dwie różne melodie tworzące kakofonię dźwięków unieważniającą w odbiorze obie z nich. Z jednej strony rząd dobrze rozumie, że prawdą jest to, co mówił śp. Lech Kaczyński w Gruzji w 2008 r.: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”. Naszą racją stanu jest zwycięstwo Ukrainy i trwałe odrzucenie Rosji od polskich granic. To także dlatego rząd, dość nieudolnie zresztą, wspierał po cichu próby obalenia Łukaszenki. Dlatego też prezydent Andrzej Duda od lat zacieśniał współpracę z Wołodymyrem Zełenskim i dziś należy do najbardziej zaufanych jego sojuszników.