Jewgienij Rojzman. Ostatni oponent Putina

Historia Jewgienija Rojzmana, aresztowanego w ten czwartek, to opowieść o odwadze mówienia prawdy, ale i o tym, że władza nie liczy się ze społecznymi kosztami represji wobec krytyków wojny.

Publikacja: 27.08.2022 14:01

Miesiąc przed aresztowaniem Rojzman powiedział w wywiadzie: „Nie chcę siedzieć w więzieniu, ale się

Miesiąc przed aresztowaniem Rojzman powiedział w wywiadzie: „Nie chcę siedzieć w więzieniu, ale się nie boję (...) jestem gotów to znieść, żeby pozostać sobą i mówić to, co uważam za ważne”

Foto: AFP

W ostatni czwartek przyszli po Jewgienija Rojzmana, najbardziej popularnego polityka w Rosji na szczeblu regionalnym. Podstawą zatrzymania stały się słowa byłego mera Jekaterynburga o wojnie i braku generalnego poparcia ludności dla agresywnej polityki Kremla. Rojzman, wyprowadzany z mieszkania, powiedział tylko: – Główną sprawę robią mi właściwie za jedno sformułowanie, „inwazja na Ukrainę”. Mówiłem to wszędzie, i teraz też będę mówił.

W pełnym uzbrojeniu

Jewgienij Rojzman ma 59 lat, jest politykiem i działaczem społecznym. W latach 2013-2018 był merem Jekatetynburga. Deputowanym do Dumy Federacji Rosyjskiej w latach 2003-2007. Historyk, przedsiębiorca, pisarz, poeta i mecenas. Założyciel prywatnego muzeum Niewiańska Ikona, organizacji Miasto bez narkotyków i charytatywnej Fundacji Rojzmana.

Czytaj więcej

Dzień Niepodległości Ukrainy. Kijów czekał, Putin się nie pojawił

News o wizycie sił bezpieczeństwa u niego rozlał się w rosyjskim internecie w mgnieniu oka, a informację szybko potwierdzili jego adwokaci. Przeszukania przeprowadzono nie tylko w mieszkaniu, ale także w muzeum i w fundacji.

Rojzman od dawna demonstrował opozycyjne poglądy, czy też, mówiąc dokładniej, w ostatnich latach wyrażał je coraz dobitniej, co niejednokrotnie zwracało na niego uwagę władz.

Urodził się w Jekaterynburgu (w czasach ZSRR – Swierdłowsk). W młodości związał się ze środowiskiem kryminalnym i był skazany na dwa lata kolonii karnej za kradzież i nielegalne posiadanie broni. Nigdy nie ukrywał swoich życiowych błędów i do dziś twierdzi, że mocno wpłynęły na całe jego życie. Potem były studia, biznes i polityka, a wszystko to przywiodło go do działalności społecznej i charytatywnej.

Służba bezpieczeństwa pojawiła się u niego wczesnym rankiem w sile całego oddziału, zaopatrzonego w piłę elektryczną, popularnie zwaną „szlifierką” – aby przeciąć drzwi, gdyby z jakiejś przyczyny ich nie otworzono. W Rosji teraz zresztą przyjęło się dokonywać aresztowań dziennikarzy i opozycjonistów w pełnym uzbrojeniu, jakby w środku siedziała brygada terrorystów. Ale jakoś do tej pory nikt się nie ostrzeliwał.

Zbiórki i wiersze

W czasie przeszukania obudziło się całe miasto. Pod domem Rojzmana pojawili się ludzie, przyjechała też pewna niepełnosprawna kobieta na wózku. Na zwykłej kartce napisała „Wolność dla Rojzmana”. Dziennikarzowi, który do niej podszedł powiedziała, że Rojzman kiedyś pomógł jej pochować męża, także niepełnosprawnego, i spłacić wszystkie ich długi. Kobieta jest chora na rdzeniowy zanik mięśni (SMA), ma 50 lat i wyleczyć się jej nie da. Ale jest wdzięczna Rojzmanowi, który pomaga chorym na to samo dzieciom, które mają jeszcze szansę.

Przyszedł też Dimitr Bahtin, ojciec dziecka chorego na SMA – Miszy, któremu fundacja Rojzmana pomogła zebrać pieniądze na zastrzyk najdroższego preparatu na świecie Zongensma, który kosztuje 150 mln rubli. Kiedy ogłoszono zbiórkę na Miszę Bahtina, do Rojzmana zwrócili się rodzice jeszcze jednego chłopczyka – Marka Ugrehelidze, także z diagnozą SMA. Rojzman szczerze powiedział: to nierealne, żeby zebrać pieniądze na dwóch chłopców od razu, ale nie odmówił pomocy. Fundacja ciężko pracowała, a Rojzman kilkakrotnie wystawiał na aukcjach obrazy z własnej kolekcji. Udało się.

Czytaj więcej

Reżim się brutalizuje. Represje jako metoda wyborczej agitacji w Rosji

– Każda godzina, kiedy Rojzman jest odrywany od pracy, to jedno nieuratowane życie – powiedział Bahtin dziennikarzom. To może emocjonalne słowa, ale bliskie prawdy. Bo Rojzman prowadzi też własną zbiórkę, przyjmując rzeczy dla potrzebujących: niepełnosprawnych, rodzin wielodzietnych, biednych, sierot i wszystkich, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Opisał to w dwóch książkach – „Ikona i człowiek” i „Siła w prawdzie”. Wydał też kilka tomików wierszy.

– Samą tylko zbiórką publiczną robi tyle dla ludzi z miasta, ile żaden z tych „obrońców prawa” przez całe życie nie zrobi – deklaruje prawniczka Rojzmana Julia Fiedotowa.

Komentarz na aukcji

Czarne chmury zaczęły się zbierać nad byłym merem stolicy Uralu w zeszłym roku. Kilka razy stawał przed sądem za udział w nielegalnych akcjach, m.in. popierających Aleksieja Nawalnego. W marcu 2021 roku wziął udział w spotkaniu niezależnych miejskich delegatów Municypalna Rosja, zorganizowanego w ramach projektu Zjednoczeni Demokraci. Na spotkaniu zatrzymano około 200 uczestników, w tej grupie i Rojzmana. Organizacja została uznana w Rosji za „niepożądaną”, a wyjaśnienie statusu tej putinowskiej figury prawnej chyba nie jest możliwe.

Po wkroczeniu rosyjskich wojsk na Ukrainę nakładano na niego kary za dyskredytację armii w mediach społecznościowych i brak szacunku dla władzy. 25 maja 2022 roku sąd w Jekaterynburgu wyznaczył mu karę 85 tys. rubli za „lekceważenie władz reprezentowanych przez rosyjskie MSZ Siergieja Ławrowa”.

Na czym polegało przestępstwo? Ławrow wydał oświadczenie szeroko komentowane w internecie o tym, że „operacja w Ukrainie ma na celu zakończenie amerykańskiej dominacji nad światem”.

Rojzman zeznał w sądzie: „Grzecznie zapytałem na Twitterze Ławrowa: I dlatego postanowił pan wyje... swój kraj pod ścianą?”.

Rojzman dopuścił się także twierdzenia, że „większość ludzi jest przeciw wojnie, normalni ludzie wszyscy są przeciw wojnie, ponieważ wojna jest podła, niesprawiedliwa, drapieżna, i – co najważniejsze – bratobójcza”

Sąd uznał to za lekceważenie władzy, co Rojzman podtrzymał i swoich słów się nie wypierał.

I wydaje się, że swoimi niecenzuralnymi komentarzami na Twitterze zyskał nie mniejszą sławę niż dzięki pomocy udzielanej tysiącom ludzi. W dodatku, po sprawie sądowej wystawił ten komentarz na internetowej aukcji NFT – i sprzedał za 3200 dolarów. Pieniądze przeznaczono oczywiście na leczenie chorych dzieci.

Jak ustalono w kolejnym śledztwie, Rojzman dopuścił się także twierdzenia, że „większość ludzi jest przeciw wojnie, normalni ludzie wszyscy są przeciw wojnie, ponieważ wojna jest podła, niesprawiedliwa, drapieżna, i – co najważniejsze – bratobójcza”. W ten sposób „zdyskredytował działania Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej”.

Ural by się zatrząsł

Zgodnie z nowym rosyjskim prawem, które ustanowił Władimir Putin, kilka takich administracyjnych postępowań może stać się formalnym powodem oficjalnego oskarżenia. Adwokat Rojzmana oświadczył, że były mer został już przewieziony do Moskwy, a tam zdecydują o środkach zapobiegawczych.

Po co to wszystko? Chodzi m.in. o to, by miejscowi nie przychodzili do sądu okazywać poparcia dla oskarżonego. Podobnie było z gubernatorem Kraju Chabarowskiego Siergiejem Furgałem, jeszcze jednym przykładem urzędnika, który zamiast bogacić się dzięki władzy w regionie, zaczął pracować dla ludzi. Putin go załatwił dzięki sfabrykowanej sprawie karnej.

W Chabarowsku, po aresztowaniu Furgała w 2020 roku, doszło do masowych wystąpień, które organizowano w każda sobotę przez długie miesiące. Pikiety są zresztą organizowane do dziś. Reakcji Putina, oprócz przypadkowych represji wobec protestujących, nie ma. Siergiej Furgał wciąż siedzi.

Czytaj więcej

Pogrzeb Nieśmiertelnego Pułku

Sądząc po wysypie ataków w prasie kremlowskiej i mediach społecznościowych, niewykluczone, że podobny los czeka Rojzmana.

Jeśli Putin zabrałby się za swojego praktycznie ostatniego oponenta wcześniej, niewykluczone, że Ural zatrząsłby się od protestów, teraz, co oczywiste, takiego niebezpieczeństwa nie ma. Przez ostatnie trzy lata dużych wystąpień w Rosji i Białorusi, przyjaciele dyktatorzy – Putin i Łukaszenko – udowodnili, że to nie przynosi efektów i do żadnych zmian oprócz większych represji nie prowadzi.

Jestem gotów to znieść

Miesiąc przed aresztowaniem Rojzman powiedział w wywiadzie: „O swoim kraju wiem wszystko, nie mam najmniejszych złudzeń, ale strachu także nie. No tak, mogą mnie posadzić. Ale każdego mogą w naszym kraju posadzić, jak mówi przysłowie »od tiurmy i biedy nie uciekniesz«. Ale jest jeszcze jedno przysłowie, pocieszające: »I na Syberii ludzie żyją«. Nie chcę siedzieć w więzieniu, ale się nie boję, dlatego, że jeśli usiądę, to za to co zrobiłem, za własne słowa, i za własne widzenie świata. Jestem gotów, jestem gotów to znieść, żeby pozostać sobą i mówić to, co uważam za ważne”.

Wszystko wskazuje na to, że Rojzman zostawił swoim współpracownikom instrukcje na każdą okazję. Lejla Gusiejnowa z Fundacji Rojzmana powiedziała dzień po jego aresztowaniu: – Fundacja będzie pracować z zwykłym trybie. Mamy teraz główne projekty: hospicjum dla dorosłych, zbiórka dla bezdomnych i obrona zwierząt. Mamy też kolejkę na trzy miesiące po pomoc dzieciom po rehabilitacji.

Autorka

Julia Wojewska

Mieszkanka Moskwy o polskich korzeniach; była dziennikarka, trenerka i psycholog. Uczestniczka protestów przeciw wojnie i aktywistka mediów społecznościowych w Rosji

W ostatni czwartek przyszli po Jewgienija Rojzmana, najbardziej popularnego polityka w Rosji na szczeblu regionalnym. Podstawą zatrzymania stały się słowa byłego mera Jekaterynburga o wojnie i braku generalnego poparcia ludności dla agresywnej polityki Kremla. Rojzman, wyprowadzany z mieszkania, powiedział tylko: – Główną sprawę robią mi właściwie za jedno sformułowanie, „inwazja na Ukrainę”. Mówiłem to wszędzie, i teraz też będę mówił.

W pełnym uzbrojeniu

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki