45 km od siedziby KE powstał ośrodek przemytu narkotyków

45 kilometrów od siedziby Komisji Europejskiej rozwinął się największy ośrodek przemytu narkotyków na kontynencie.

Aktualizacja: 15.01.2020 06:28 Publikacja: 14.01.2020 17:59

W porcie w Antwerpii przeładowano w ubiegłym roku 11 mln kontenerów. Co setny został skontrolowany

W porcie w Antwerpii przeładowano w ubiegłym roku 11 mln kontenerów. Co setny został skontrolowany

Foto: shutterstock

Belgijską prasę obiegło kilka tygodni temu makabryczne zdjęcie. Widać na nim siedzącego na krześle młodego mężczyznę z rękami związanymi na plecach, bez oznak życia. Na ciele wiele ran, ale najgorszy jest napis „theft” (kradzież) wycięty nożem na klatce piersiowej. Ze świeżej rany wciąż cieknie krew.

Gabriel C. próbował przekonać dostawców z Kolumbii, że wielki transport kokainy, który od nich odebrał, został przejęty przez celników. Pokazał nawet stemple policji na paczkach białego proszku. Uwierzono mu. Ale po kilku dniach na rynku pojawił się „towar” z logo rzekomo przejętej kokainy. Od tego czasy trwa pościg za Gabrielem C., który najwyraźniej próbował upozorować własną śmierć. Ale i tym razem mu się nie udało: specjaliści od kryminalistyki wskazują, że ciało Gabriela jest zbyt różowe jak na nieboszczyka, a rany zbyt „czyste”. Dlatego na zlecenie poszkodowanych Kolumbijczyków do akcji przystąpili płatni zabójcy. Nie mogąc na razie schwytać głównego winnego, podłożyli granat pod dom jego rodziców, zabili także teścia. Sami też padli ofiarą strzelaniny.

Przeczytaj też: Czy Belgia jest jeszcze demokracją?

Niektóre dzielnice Antwerpii, jak Borgerhout, coraz bardziej przypominają Chicago lat dwudziestych ubiegłego wieku, bo położony zaledwie 20 minut autostradą od Brukseli port, największy w Europie po Rotterdamie, stał się głównym miejscem przeładunku narkotyków do Unii. Tu nikt nie słyszał o acquis (prawie unijnym), obowiązują raczej zasady bliskie Al Capone.

Belgijska policja właśnie podała, że w 2019 r. przejęto w porcie 61 ton kokainy, dwukrotnie więcej niż pięć lat temu. Jej wartość to 3 mld euro.

Alexis Goosdeel, dyrektor Europejskiego Obserwatorium Narkomanii (OEDT), podkreśla jednak, że to nie wynik coraz lepszej pracy organów ścigania tylko prawdziwej eksplozji przemytu. Ocenia się bowiem, że w ręce policji trafia ledwie 10 proc. przemycanych środków odurzających.

200 tys. euro za kontener

Antwerpia stała się europejskim centrum przemytu kokainy i marihuany z kilku powodów. Zasadniczym jest brak ścisłej kontroli. Obszar portu jest wielki jak 18 tys. boisk do piłki nożnej i już z uwagi na swój rozmiar jest trudny do upilnowania. Co roku dociera tu aż 11 mln kontenerów, lecz skanowany jest tylko co setny. Wyrywkowa kontrola wynika przed wszystkim z pośpiechu – Antwerpia specjalizuje się m.in. w odbiorze owoców z Ameryki Łacińskiej, które po opuszczeniu chłodni szybko się psują. Drugim czynnikiem są procedury, które w przeciwieństwie do Rotterdamu nie przewidują zamykania portu flamandzkiej metropolii na noc. Poza tym kontener wyznaczony do kontroli musi być dostarczony celnikom w ciągu 2,5 godz., a to wystarczająco dużo czasu, aby przerzucić narkotyki np. do sąsiednich Niderlandów. W Rotterdamie kontrola jest przeprowadzana na miejscu.

Trudno orzec, do jakiego stopnia te rozwiązania wynikają z typowej dla Belgii ociężałości administracyjnej, a do jakiego z korupcji. Faktem pozostaje, że stawki za przepuszczenie przez personel portowy „towaru” bez kontroli są ogromne: w przypadku kontenera przekraczają 200 tys. euro. Tak się dzieje, bo zyski z przemytu też są niezwykłe: w minionym roku przez Antwerpię przeszła kokaina o wartości szacowanej co najmniej na 30 mld euro.

Port jest także ulubionym miejscem przemytników z uwagi na kontrolę, jaką nad nim de facto przejęła Mocro Maffia – szeroka siatka marokańskich gangów narkotykowych. Ich rozwój zaczął się jeszcze w latach 60. XX wieku od masowej imigracji do Belgii Marokańczyków. Znaczna ich część wywodziła się z Rifu, północnej, górskiej i bardzo ubogiej części kraju, która stopniowo stała się jednym z największych ośrodków produkcji marihuany na świecie. Gdy w Belgii upadły kopalnie i huty Walonii, wielu spośród liczącej aż 800 tys. osób (w 12-milionowym królestwie) marokańskich imigrantów znalazło źródło dochodów w pracy dla gangów narkotykowych, które najpierw sprowadzały haszysz z dawnej ojczyzny, ale potem nawiązały bliskie kontakty z mafiami z Ameryki Łacińskiej, aby przejąć znacznie bardziej dochodowy import kokainy. Do tego stopniowo doszła także produkcja syntetycznych narkotyków na miejscu, w Belgii.

Terroryści i przemytnicy

Mocro Maffia to jednak ogólna nazwa określająca różne mafie marokańskie działające na terenie Belgii, ale także Niderlandów.

– To jest bardzo konkurencyjny biznes, rywalizacja jest ostra. Stąd coraz większa przestępczość, użycie coraz bardziej śmiercionośnej broni – mówi Niels Duquet, ekspert Flamandzkiego Instytutu Pokoju w Brukseli.

W minionym roku ofiarą tego stał się m.in. Wim Van der Borght, właściciel największej sieci nocnych klubów w Antwerpii. Część z nich została zniszczona przy pomocy granatów.

Belgijskiej policji nie jest łatwo przeciwdziałać tej przestępczości, bo członków gangów obowiązuje zmowa milczenia, a także wywodzący się jeszcze w Rifu kodeks honorowy powiązany z wyjątkową brutalnością. Gangi wykorzystują także hawalę: równoległy system finansowania niezależny od legalnych banków.

Macki Mocro Maffii stopniowo wykraczają zresztą poza Antwerpię. W Brukseli w ciągu dziesięciu lat skala przemytu i konsumpcji narkotyków podwoiła się. Ośrodkami jej wymiany stała się m.in. dzielnica Molenbeek, skąd pochodzili także terroryści, którzy przeprowadzili dwa lata temu zamachy w Paryżu. Z kolei Liege stał się jednym z ważniejszych ośrodków rozsyłania kokainy przez paczki pocztowe w Unii.

Wszystko to wpływa także na sytuację polityczną kraju, a przede wszystkim sukces skrajnie prawicowej partii Vlaams Belang we Flandrii. W ostatnich wyborach federalnych poprawiła ona wynik o 10 pkt proc. do 18 proc. Burmistrz Antwerpii i jednocześnie lider największej partii kraju N-VA Bart de Wever, aby powstrzymać odpływ zwolenników, także zajął pryncypialne stanowisko w sprawie walki z imigracją i flamandzkiej secesji. Z tego głównie powodu od przeszło roku królestwo nie ma rządu.

Belgijską prasę obiegło kilka tygodni temu makabryczne zdjęcie. Widać na nim siedzącego na krześle młodego mężczyznę z rękami związanymi na plecach, bez oznak życia. Na ciele wiele ran, ale najgorszy jest napis „theft” (kradzież) wycięty nożem na klatce piersiowej. Ze świeżej rany wciąż cieknie krew.

Gabriel C. próbował przekonać dostawców z Kolumbii, że wielki transport kokainy, który od nich odebrał, został przejęty przez celników. Pokazał nawet stemple policji na paczkach białego proszku. Uwierzono mu. Ale po kilku dniach na rynku pojawił się „towar” z logo rzekomo przejętej kokainy. Od tego czasy trwa pościg za Gabrielem C., który najwyraźniej próbował upozorować własną śmierć. Ale i tym razem mu się nie udało: specjaliści od kryminalistyki wskazują, że ciało Gabriela jest zbyt różowe jak na nieboszczyka, a rany zbyt „czyste”. Dlatego na zlecenie poszkodowanych Kolumbijczyków do akcji przystąpili płatni zabójcy. Nie mogąc na razie schwytać głównego winnego, podłożyli granat pod dom jego rodziców, zabili także teścia. Sami też padli ofiarą strzelaniny.

Pozostało 81% artykułu
Przestępczość
„Czuję się jak bin Laden”. Mężczyzna chciał wysadzić giełdę papierów wartościowych
Przestępczość
Brazylia: Eksplozje przed Sądem Najwyższym. Zamachowiec próbował wejść do budynku
Przestępczość
Chiny: Masakra w Zhuhai. Kierowca wjechał w tłum ludzi, 35 osób nie żyje
Przestępczość
Atak na kibiców z Izraela w Amsterdamie. Premier Holandii przerażony antysemityzmem
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Przestępczość
Wielka akcja służb w Niemczech i w Polsce wymierzona w skrajnie prawicową grupę terrorystyczną