By w ogóle można było mówić o nałożeniu sankcji w postaci pomniejszeniu dotacji na zwrot kosztów kampanii oraz subwencji wypłacanej rokrocznie do następnych wyborów, PKW musiałaby zakwestionować legalność wydatkowania kwoty stanowiącej więcej niż 1 proc. wydatków poniesionych przez komitet wyborczy. W przypadku PiS ta granica ta wynosi 387 tys.
Maksymalna sankcja, jaką przewiduje kodeks wyborczy w przypadku zakwestionowania sprawozdania to pomniejszenie dotacji lub subwencji o maksymalnie 75 proc., przy czym ostateczna kwota zależy od wielkości zakwestionowanych wydatków.
Czytaj więcej
Choć partie czekają na subwencje jak na tlen, to zatwierdzenie ich sprawozdań finansowych przez Państwową Komisję Wyborczą, na które teoretycznie jest sześć miesięcy, można przeciągać do woli.
PKW, subwencja i milionowe szacunki posłów. Ile PiS może stracić?
Jak wyliczyli europosłowie Dariusz Joński i Michał Szczerba, suma wydatków poniesionych z naruszeniem przepisów wyniosła 23 mln 390 tys. zł. Według nich składają się na nie m.in. ponad 0,5 mln zł., czyli wartość badań i analiz zleconych przez partię Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK), zakup gadżetów promocyjnych z Funduszu Zapasów Interwencyjnych na kwotę 175 tys. i przede wszystkim wydatki sfinansowane przez Fundusz Sprawiedliwości na kwotę 21 mln zł.
Jednak zdaniem ekspertów realnie mogą być zakwestionowane znacznie mniejsze kwoty. Chodzi o środki wydane przez NASK na badania dla partii oraz pieniądze Rządowego Centrum Legislacji, które miały być przeznaczone na kampanię wyborczą jego ówczesnego szefa, Krzysztofa Szczuckiego. W RCL miały być zatrudnione osoby, których jedynym zadaniem było wspieranie kampanii, czemu sam Szczucki zdecydowanie zaprzecza.