Pot i łzy – to obiecał po spektakularnym zwycięstwie w wyborach parlamentarnych na początku lipca przywódca Partii Pracy. Tłumaczył, że odziedziczył po 14 latach rządów torysów tragiczny stan finansów publicznych. W tym tygodniu nadeszło potwierdzenie jego oceny: po raz pierwszy od lat 60. dług królestwa przekroczył 100 proc. dochodu narodowego. I choć kraj zdołał przełamać płytką recesję z przełomu 2023 i 2024 roku, to jego wzrost pozostaje mizerny. Ma on wynieść w tym roku 1,2 proc., a w przyszłym 1 proc.: blisko trzykrotnie wolniej niż w przypadku naszego kraju.
Czytaj więcej
Obecny premier Wielkiej Brytanii, Keir Starmer, otrzymał korzyść majątkową o wartości 20 tys. funtów w postaci zakwaterowania dla swojej rodziny, aby syn mógł uczyć się spokojnie do egzaminów GSCE, zdawanych w trakcie piątego roku nauki w szkole średniej.
Kilka miesięcy temu Starmer ostrzegał, że jeśli długoterminowe tendencje wzrostu zostaną utrzymane, to do 2029 roku Polska prześcignie Wielką Brytanię, gdy idzie o dochód na mieszkańca przy uwzględnieniu realnej mocy nabywczej walut narodowych. Wówczas miał to być dowód na porażkę polityki prowadzonej przez Partię Konserwatywną, a w szczególności zawiedzione nadzieje na sukces brexitu. Teraz jednak przewidywania premiera stają się samosprawdzającą się prognozą. Dla Brytyjczyków jest ona szokująca, skoro dwie dekady temu Polacy masowo przyjeżdżali na Wyspy gotowi przyjąć niemal każdą pracę.
Większość Brytyjczyków uważa, że Partia Pracy nie wygra kolejnych wyborów
Poza porażką rozwodu z Unią powodem tak czarnego scenariusza jest też polityka, do jakiej czuje się zmuszony obecny rząd. Na kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu zimowego minister finansów Rachel Reeves zapowiedziała likwidację dodatku grzewczego dla około 11 mln emerytów. Oświadczyła też, że ambitny progam odbudowy infrastruktury publicznej będzie musiał zostać w całości skompensowany podniesieniem podatków, bo rząd nie może sobie pozwolić na powiększanie deficytu budżetowego.