Igrzyska miały pokazać światu dobrą stronę Francji: kraju wielkiej kultury i doskonałej organizacji, który jest tolerancyjny wobec mniejszości narodowych czy różnych upodobań seksualnych. Takie było w szczególności przesłanie ceremonii otwarcia i zamknięcia trwającej przez ponad dwa tygodnie rywalizacji sportowej.
Teraz jednak na czoło znów wraca znacznie mniej różowy obraz republiki, w której w wyborach parlamentarnych 7 lipca Francuzi zasadniczo postawili na skrajną prawicę i skrajną lewicę, co nie pozostawia wiele miejsca na tolerancję. Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen uzyskało w tym głosowaniu 37 proc. głosów, znacznie więcej, niż zbiera dziś w sondażach (30 proc.) tak krytykowany przez Emmanuela Macrona PiS.
A Nowy Front Ludowy (NFL) pod przywództwem radykalnie lewicowego Jean-Luca Melenchona uzyskał 26 proc. To pozostawia bardzo mało miejsca dla sił umiarkowanych: liberałów prezydenta (23 proc.) i umiarkowanej prawicy spod znaku Republikanów (5 proc.).
Macron obawia się, że Front Ludowy doprowadzi do kryzysu finansowego i otworzy drogę Le Pen do władzy
Kruczki ordynacji sprawiły, że najwięcej deputowanych (178 na 577) uzyskał jednak NFL. I zgodnie z tradycją to on przedstawił prezydentowi kandydatkę na premiera. To wcześniej nikomu nieznana urzędniczka paryskiego ratusza Lucie Castets, która w ostatnich dniach w wywiadzie dla „Paris Match” przyznała, że jest lesbijką.
Macron, który większość igrzysk spędził w wakacyjnym ośrodku głowy państwa Fort Bregancon na Riwierze Francuskiej, na takie rozwiązanie się nie zgadza. Podejrzewa, że Le Pen każe swoim 142 deputowanym poprzeć rząd Castets, a ta rozmontuje reformy przeprowadzane od 2017 roku przez prezydenta. To doprowadziłoby i tak już bardzo zadłużony kraj na skraj kryzysu finansowego i otworzyło drogę do prezydentury w 2027 roku dla Le Pen.