Jędrzej Bielecki: Hiszpania wygrywa w Katalonii

Już tylko 5 proc. mieszkańców Katalonii wierzy w niepodległość, o którą w nielegalnym referendum walczył Carles Puigdemont. Jego czwartkowy powrót do Barcelony jest jedynie desperackim gestem przegranego polityka.

Publikacja: 08.08.2024 17:20

Carles Puigdemont w Barcelonie

Carles Puigdemont w Barcelonie

Foto: PAP/EPA/ALBERTO ESTEVEZ

Carles Puigdemont upokorzył w czwartek hiszpański rząd. Tak przynajmniej uważa prawicowa opozycja w Madrycie. Były przewodniczący regionalnego rządu, który po zorganizowaniu nielegalnego referendum niepodległościowego uciekł siedem lat temu za granicę, znów pojawił się w Barcelonie. Ale po krótkim publicznym wystąpieniu przed swoimi zwolennikami, zapadł się pod ziemię, unikając zatrzymania przez policję. 

Barcelona pozostanie w Hiszpanii. Katalończycy nie wierzą w niepodległość, a separatyści się dzielą

W rzeczywistości była to tylko desperacka próba pozostania w grze podjęta przez Puigdemonta, który jest przywódcą niepodległościowego ugrupowania Junts (Razem dla Katalonii). W ten sam czwartek parlament w Barcelonie po raz pierwszy od 20 lat desygnował na przewodniczącego rządu regionalnego zwolennika pozostania Katalonii w królestwie socjalistę Salvadora Illę. Uzyskał on większość, bo do socjalistów hiszpańskiego premiera Pedra Sáncheza, którzy wygrali ostatnie wybory w prowincji, przyłączyła się druga, obok Junts, najważniejsza partia niepodległościowa Republikańska Lewica Katalonii (ERC).

Ruch secesjonistyczny podzielił się, bo jego część nie wierzy już, że otwarta konfrontacja z Madrytem doprowadzi do powstania niezależnego państwa. Sondaże wskazują, że tylko 5 proc. Katalończyków uważa, że będą kiedyś żyli w niezależnym państwie. Życzyłoby zaś sobie tego 39,5 proc. ankietowanych, a więc znacznie mniej niż tych, którzy pozostają lojalni wobec korony (52,5 proc.). A i wysłuchać Puigdemonta przyszło w czwartek ledwie 3,5 tys. osób.

Jak Pedro Sánchez obłaskawił Katalończyków

Inaczej, niż jego poprzednik konserwatysta Mariano Rajoy premier Pedro Sánchez zdecydował się na dialog z Katalończykami, co okazało się korzystne dla Hiszpanii. Wiosną przeforsował amnestię dla działaczy niepodległościowych. Wywołało to ostre protesty w kraju, bo wielu widziało w tym obronę interesów premiera kosztem racji stanu (socjalista nie miałby większości w parlamencie bez poparcia Junts). Puigdemontowi do tej pory grozi jednak więzienie, bo Sąd Najwyższy uznał, że amnestia nie obejmuje zarzutów o malwersacje finansowe, jakie ciążą na byłym szefie rządu regionalnego. 

Czytaj więcej

Carles Puigdemont dzieli Europę

Upokarzanie Sáncheza nie jest zresztą w interesie samego Puigdemonta. Jeśli rząd upadnie, a władzę w kraju przejmie ekipa Partii Ludowej w sojuszu ze skrajnie prawicowym Vox, znów może mu grozić pozbawienie wolności; z tym że już nie na krótki czas, ale na dziesięciolecia – za zdradę narodową. Pojawiając się na krótko w Barcelonie, lider Junts zapewne wykorzystał ostatnią kartę, aby zaznaczyć, że liczy się w grze. I teraz będzie musiał wykonać gest pojednania wobec premiera Hiszpanii. 

Carles Puigdemont upokorzył w czwartek hiszpański rząd. Tak przynajmniej uważa prawicowa opozycja w Madrycie. Były przewodniczący regionalnego rządu, który po zorganizowaniu nielegalnego referendum niepodległościowego uciekł siedem lat temu za granicę, znów pojawił się w Barcelonie. Ale po krótkim publicznym wystąpieniu przed swoimi zwolennikami, zapadł się pod ziemię, unikając zatrzymania przez policję. 

Barcelona pozostanie w Hiszpanii. Katalończycy nie wierzą w niepodległość, a separatyści się dzielą

Pozostało 83% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala