Michał Kolanko: Europarlament cmentarzyskiem karier? Niekoniecznie

Zaczęła się nowa kadencja Parlamentu Europejskiego. Czy dla polityków kadencja w PE to coś na kształt zesłania poza główny nurt wydarzeń krajowych? Niekoniecznie. Podobnie jak w Sejmie – od podejścia i strategii zależą rezultaty.

Publikacja: 19.07.2024 04:30

Parlament Europejski

Parlament Europejski

Foto: Adobe Stock

Korespondencja ze Strasburga 

„Cmentarzysko politycznych słoni” – tak były szef resortu kultury Bartłomiej Sienkiewicz nazwał w tym roku Parlament Europejski. Później sam do tego parlamentu trafi, podobnie jak jego koledzy z rządu – ministrowie Borys Budka i Marcin Kierwiński czy wiceminister Krzysztof Śmiszek. Dla niego, podobnie jak dla ponad 30 nowych polskich eurodeputowanych, zaczyna się czas adaptacji do środowiska polityczno-medialnego, jakim jest Bruksela i Strasburg. Nawet dla bardzo doświadczonych polityków będzie to wyzwanie, bo PE rządzi się swoimi prawami. Inaczej działają też media. To wszystko nie znaczy jednak, że PE jest wprost wspominanym przez Sienkiewicza cmentarzem politycznych karier.  

Czytaj więcej

Roberta Metsola, matka przyszłych fińskich żołnierzy. Kim jest i jaka jest tajemnica jej sukcesu?

Wielki reset w Parlamencie Europejskim 

Do PE w tej kadencji trafili zarówno starzy polityczni wyjadacze, jak i debiutanci. W pewnym sensie jednak wszyscy startują na nowo – z tego samego pułapu. Muszą wybrać swoje priorytety, zawalczyć o ważne w wewnętrznych rozgrywkach w PE stanowiska (niekoniecznie te najbardziej eksponowane) i wymyślić, jak będą wykorzystywać wszystkie możliwości, które daje bycie europosłem. Od logistycznych, przez zaplecze w postaci pracowników i biur w kraju, poprzez medialne. I to wszystko na sam start. 

Warto będzie obserwować, jak i czy nowi europosłowie będą wykorzystywać swoje szanse.  Oczywiście politycy w największych grupach politycznych – jak EPL – mają dużo większe możliwości pracy w ważnych komisjach, nad istotną legislacją w przyszłości. Zwłaszcza na tle grup skrajnych, otoczonych w PE „kordonem sanitarnym”. To samo w sobie daje politykom EPL (PO i PSL) czy Lewicy przewagi na starcie. Ale podobnie jak w Sejmie bardzo wiele zależy od pomysłu, determinacji i pracowitości. Jeśli ktoś chce, to PE może być nie tyle polityczną emeryturą, ile krokiem w rozwoju kariery – otrzaskaniem się z międzynarodową, europejską polityką, budową kontaktów i zaplecza, szlifowaniem umiejętności poruszania się w kuluarach takiej instytucji jak Sejm. Jeśli ktoś takich planów nie ma, to rzeczywiście może na pięć lat zniknąć z radarów dziennikarzy, wyborców w kraju. 

Nowa rzeczywistość dla europosłów. Także medialna

Dla polityków nie ma dziś ważniejszej rzeczy niż komunikacja, która – zwłaszcza w mediach społecznościowych – stała się (słusznie lub niesłusznie, ale to temat na osobną dyskusję) jednym z filarów polityki jako takiej. PE daje możliwości budowania się i w tej sferze. Pokazał to np. Patryk Jaki, który od wyboru do PE w 2019 r. konsekwentnie buduje swoje kanały społecznościowe tak, by omijać media tradycyjne. Te ostatnie mają jednak znaczenie. Dla nowych europosłów „rozpracowania” innego środowiska medialnego niż np. w Sejmie to osobne wyzwanie. To budowanie pozycji w oczach zarówno mediów zagranicznych, jak i korespondentów polskich mediów w Brukseli i Strasburgu. Ale też obecność w mediach w Polsce, lokalnych i ogólnokrajowych. 

Czytaj więcej

Europoseł PSL mówi: Rolnicy zagłosowali na Konfederację. Wśród winnych wskazuje Thun

Ponownie: wszystko zależy od indywidualnego podejścia, wysiłku i pracy nad komunikacją. Teoretycznie UE zajmuje się tak ważnymi sprawami – bezpieczeństwem, transformacją energetyczną, transportem, wspólnym rynkiem itd. – że znalezienie pomysłu na siebie, zarówno w warstwie merytorycznej, jak i komunikacyjnej, nie powinno być aż takim wielkim problemem. Za kilka miesięcy okaże się, jak w praktyce debiutanci i unijni weterani będą komunikować się w trakcie nowej kadencji PE. Jeśli jednak dla kogoś ta kadencja stanie się w praktyce wyprawą na polityczne cmentarzysko, to głównie stanie się to na własne życzenie. 

Korespondencja ze Strasburga 

„Cmentarzysko politycznych słoni” – tak były szef resortu kultury Bartłomiej Sienkiewicz nazwał w tym roku Parlament Europejski. Później sam do tego parlamentu trafi, podobnie jak jego koledzy z rządu – ministrowie Borys Budka i Marcin Kierwiński czy wiceminister Krzysztof Śmiszek. Dla niego, podobnie jak dla ponad 30 nowych polskich eurodeputowanych, zaczyna się czas adaptacji do środowiska polityczno-medialnego, jakim jest Bruksela i Strasburg. Nawet dla bardzo doświadczonych polityków będzie to wyzwanie, bo PE rządzi się swoimi prawami. Inaczej działają też media. To wszystko nie znaczy jednak, że PE jest wprost wspominanym przez Sienkiewicza cmentarzem politycznych karier.  

Pozostało 84% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala