Korespondencja z Budapesztu
Droga z lotniska do centrum Budapesztu upstrzona jest plakatami z żołnierzami. Napisy po węgiersku, więc nie sposób domyślić się przesłania. Włoski dziennikarz z grupy brukselskich korespondentów, która odwiedziła Budapeszt, pyta jednego z węgierskich ministrów, o co chodzi. W odpowiedzi słyszymy, że to akcja mobilizowania rezerwistów. Szczególnie w czasie letnich wakacji, gdy pracujący mają urlopy, a studenci przerwę w nauce, Ministerstwo Obrony chce przeszkolić nieokreśloną grupę mężczyzn.
– Rekrutujemy nowych żołnierzy. Tak się powinno zachowywać, jeśli chcemy pokoju. Musimy wtedy umieć pokazać siłę – mówi Zoltan Kovács, rzecznik rządu ds. międzynarodowych, czołowy propagandzista Viktora Orbána. A Ministerstwo Obrony z dumą pokazuje nam „wojskowe centrum rozrywki”, czyli dostępne dla publiczności pomieszczenie, gdzie można dotknąć wybranych elementów sprzętu wojskowego, powspinać się na ściankę, obejrzeć wojskowe filmy propagandowe i porozmawiać z żołnierzem rekruterem.
Czytaj więcej
Cztery dni po przejęciu przez Węgry prezydencji w UE i wizycie u prezydenta Zełenskiego w Kijowie Viktor Orban poleciał do Moskwy. Po co mu przyjaźń z Putinem?
– To jedyne takie miejsce w Unii Europejskiej – chwali się przedstawiciel węgierskiego MON. Ma budować dumę z bycia Węgrem i zachęcać do dołączenia do korpusu rezerwistów. Inicjatywa jest realizowana przez firmę zewnętrzną. Gdy nieoficjalnie pytamy, ile to kosztuje, w odpowiedzi słyszymy, że ok. miliona euro rocznie. Jeśli to prawda, to rzeczona firma robi na tym wielki interes.
Węgierska prezydencja budzi kontrowersje
Węgry, które od 1 lipca przejęły rotacyjne kierowanie Unią Europejską, pełne są sprzeczności. Z jednej strony chwalą się swoją militarną inicjatywą i prężą wojskowe muskuły, jakby faktycznie coś im groziło.