Gdańska Prokuratura Regionalna umorzyła śledztwo w sprawie rzekomej sprzedaży nagrań polskich polityków rosyjskim służbom przez Marka Falentę, bohatera „afery taśmowej”. - Poza wyjaśnieniami Marcina W. nie ma jakichkolwiek innych dowodów na poparcie tej tezy – mówi „Rz” prok. Mariusz Marciniak, rzecznik gdańskiej prokuratury. Nadal toczy się jednak śledztwo w łódzkiej prokuraturze krajowej po jego zeznaniach, m.in. o przekazaniu rzekomej łapówki – 600 tys. euro – Michałowi Tuskowi, synowi premiera. Postępowanie toczy się już siedem lat.
Śledztwo w sprawie Marka Falenty trwa siedem lat
Marcin W., były już wspólnik Falenty w biznesie węglowym, ma w organach ścigania opinię konfabulanta, który sprytnie miesza prawdę z fikcją. Współpracuje z prokuraturą, bo liczy na złagodzenie kary 15 lat więzienia za przestępstwa podatkowe (sprawa trafiła do sądu). Sam Falenta mówi o nim, że to osoba kompletnie niewiarygodna. Od lat są ze sobą skonfliktowani.
Czytaj więcej
Wypowiedź Donalda Tuska z konferencji o zleceniu kontroli węglowego biznesu stała się podstawą wszczęcia śledztwa. W zawiadomieniu nie ma nowych faktów.
Sprawa rzekomej łapówki Tuska juniora była efektem publikacji w 2021 r. „Newsweeka”, który ujawnił, że według zeznań Marcina W. Falenta na miesiąc przed wybuchem tzw. afery taśmowej w czerwcu 2014 r., będąc w rosyjskim Kemerowie, sprzedał nagrania Rosjanom. Donald Tusk zaapelował o powołanie komisji śledczej, która wyjaśni, kto inspirowany rosyjskimi służbami za tym stał, kto miał udział w obaleniu ówczesnego rządu. Wtedy Prokuratura Krajowa, decyzją Zbigniewa Ziobry, opublikowała stenogramy z sześciu zeznań Marcina W., które na przestrzeni lat składał w prokuraturach. O 600 tys. euro, które miał odebrać Michał Tusk, syn byłego premiera powiedział już w Prokuraturze Regionalnej w Katowicach w 2017 r. Mówił również o przekazaniu 6 tys. zł dla Sławomira Nowaka, eksministra infrastruktury, i datku 20–30 tys. zł na fundację wskazaną przez Grzegorza Napieralskiego z Lewicy.
Treść zeznań od początku brzmiała niewiarygodnie – Tusk junior miał przyjść osobiście po pieniądze, które przekazano mu w reklamówce. „Pytałem Falentę, czy to są pieniądze dla samego »szefa szefów«, czyli Donalda Tuska. Odpowiedź Falenty była następująca: Nie, są to pieniądze partyjne i dlatego zawsze będziemy bezpieczni" – zeznawał W., zapewniając, że Michał Tusk po pieniądze przyszedł. Miały to nagrać dwie kamery.