– Odcinamy się od nich ostatecznie – powiedziała liderka francuskiej skrajnej prawicy.
Nie każdy SS-man to zbrodniarz. W organizacji byli także rolnicy
Kroplą, która przelała czarę goryczy, był wywiad, jakiego udzielił „la Repubblice” i „Financial Timesowi” lider AfD w wyborach do europarlamentu Maximilian Krah. Uznał w nim, że nie każdy SS-man to zbrodniarz. „Do tej formacji należało 900 tys. osób, w tym wielu rolników. Mundur Waffen-SS nie oznaczał automatycznie, że ktoś dopuszczał się zbrodni. Tu trzeba ustalać indywidualną odpowiedzialność” – przekonywał.
Jednak Le Pen zaczęła się dystansować do AfD już w styczniu, kiedy wyszło na jaw, że w listopadzie 2023 roku przywódcy skrajnie prawicowego ugrupowania potajemnie spotkali się w Poczdamie, aby omówić plan forsownego wyprowadzenia z Niemiec dużej liczby imigrantów, także tych z niemieckim obywatelstwem.
Jean-Marie Le Pen był przez lata kojarzony z sympatiami nazistowskimi. – Krematoria są szczegółem historii – mówił o hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Jednak po przejęciu w 2011 r. przywództwa ówczesnego Frontu Narodowego jego córka starała się „ucywilizować” ugrupowanie. Efektem tego są znakomite wyniki w sondażach: Zjednoczenie Narodowe (ZN) nie tylko może liczyć na 31 proc. poparcia w wyborach do PE wobec po 16 proc. dla liberalnej Renaissance Emmanuela Macrona i Partii Socjalistycznej, ale i na perspektywę zdobycia Pałacu Elizejskiego w 2027 roku. Aby wymazać opinię o ZN jako o partii antysemickiej, Le Pen przyłączyła się też do manifestacji poparcia dla zaatakowanego przez Hamas Izraela. Wszystko to mogłoby zostać zaprzepaszczone, gdyby Francuzi zaczęli kojarzyć ZN z tezami Kraha.
Czytaj więcej
Liderka francuskiej skrajnej prawicy Marine le Pen powiedziała w środę, że jej partia musi "zerwać" z niemiecką Alternatywą dla Niemiec (AfD), sugerując, że niemiecka skrajna prawica stała się zbyt toksycznym sojusznikiem przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.