Jean-Paul Garraud ma jasny plan.
– Chcemy wrócić do pierwotnej idei wspólnot europejskich, kiedy państwa członkowskie były suwerenne – mówi „Rzeczpospolitej” przewodniczący klubu Zjednoczenia Narodowego w Parlamencie Europejskim. – Zaraz po tym, kiedy Marine Le Pen wygra wybory prezydenckie (w 2027 r. – red.), zadamy Francuzom w referendum trzy pytania: o wyższość prawa konstytucyjnego nad prawem europejskim, o odejście od unijnej polityki migracyjnej i o wprowadzenie preferencji narodowej przy przyznawaniu pracy czy zamówień na usługi – dodaje.
Eksperci są zgodni, że to oznaczałoby koniec Unii, jaką dziś znamy. Jeśli Wspólnota by przetrwała, to w formie „Europy narodów” forsowanej na przełomie lat 50. i 60. przez generała de Gaulle’a.
Czytaj więcej
Nawet co czwarty spośród 720 deputowanych do europarlamentu może po czerwcowych wyborach należeć do partii wrogiej integracji.
Jednak kluczowym etapem do osiągnięcia tego celu mają być dla Garrauda czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego. Po raz pierwszy rysuje się w nich możliwość przejęcia przez nacjonalistyczne ugrupowania eurosceptyczne wystarczającej ilości deputowanych, aby mieć decydujący wpływ na przyjmowane prawo. W samej Francji Zjednoczenie Narodowe (ZN) miałoby uzyskać 30–32 proc. głosów, dwukrotnie więcej niż ugrupowanie prezydenta Emmanuela Macrona Renaissance (16 proc.). To byłaby jednak tylko część sukcesu klubu Tożsamość i Demokracja (ID), do którego poza ZN należy m.in. Alternatywa dla Niemiec (AfD). Niemieckie ugrupowanie z 20 proc. poparcia ustępuje tylko CDU (30 proc.). To wszystko powoduje, że jeśli sprawdzą się sondaże, liczba deputowanych klubu urośnie o 40 do 98 w 720-osobowym parlamencie. W takim przypadku będzie on ustępował już tylko umiarkowanej prawicy (Europejska Partia Ludowa, EPP) ze 173 posłami oraz umiarkowanej lewicy (Socjaliści i Demokraci, S&D) ze 131 eurodeputowanymi.