Koalicja 15 października zmierza do pierwszej poważnej próby sił na tle interpretacji „gospodarczych” zapisów umowy koalicyjnej. Wszystko za sprawą zaproponowanej w ubiegły czwartek rządowej propozycji zmian w systemie naliczenia składki zdrowotnej. Zostały one zaprezentowane przez ministrów Andrzeja Domańskiego i Izabelę Leszczynę z KO. I wywołały burzę. Adrian Zandberg już zapowiedział, że partia Razem – która w Klubie Lewicy ma siedmiu posłów – ustawy w obecnym kształcie nie poprze. Razem od początku ustawia się jako recenzent rządu, chociaż udzieliło mu wotum zaufania, to jednak do niego nie weszło.
Czytaj więcej
Większość przedsiębiorców zyska na reformie składki zdrowotnej, choć nie będzie ona powrotem do prostych zasad sprzed 2022 roku – tak ocenia nowe rządowe propozycje Joanna Narkiewicz-Tarłowska, doradczyni podatkowa, dyrektorka w kancelarii Vialto Partners.
Lewica stawia na trzy kwestie w dyskusji o składce zdrowotnej
Nowa Lewica – tworząca rząd – stawia sprawę konstruktywnie, ale jednoznacznie. Czerwone linie wyznaczyła w ubiegły piątek pytana przez dziennikarzy w Sejmie ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Z jednej strony tonowała nastroje, z drugiej – jasno podkreśliła, na co może się zgodzić w tej dyskusji, jeśli Lewica ma poprzeć ustawę. – Jako Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, jak i cała Lewica, rozumiemy konieczność uporządkowania chaosu, który PiS zafundowało poprzez tzw. Polski Ład. Doceniamy wysiłki ministra finansów, że próbuje ten chaos uporządkować. Jesteśmy i będziemy otwarci do rozmowy, by tę kwestię uporządkować. Ale w tej rozmowie będziemy stać na gruncie wartości, o które walczymy – powiedziała Dziemianowicz-Bąk. – W tej rozmowie zwrócimy uwagę na to, że pracownicy zarabiający płacę minimalną czy średnią nie mogą być bardziej obciążeni koniecznością finansowania ochrony zdrowia niż przedsiębiorcy na JDG. Nie może być tak, że nauczycielka czy pielęgniarka dokłada się więcej do systemu ochrony zdrowia niż programista, przedsiębiorca czy prawnik zarabiający kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Kolejna sprawa – walka z segmentacją na rynku pracy, wypychaniem na fikcyjne samozatrudnienie. Nie możemy tworzyć warunków, by to fikcyjne samozatrudnienie było atrakcyjne. Chcemy o projekcie MF rozmawiać – podkreśliła Dziemianowicz-Bąk. – Trzecia kwestia, jeśli chodzi o priorytety, na które mają być przeznaczane środki publiczne. 5 mld złotych to duża kwota. Mamy zobowiązania, które są doniosłe finansowo. Będziemy rozmawiać o tym, które powinny być priorytetowe. Jesteśmy w pełnej gotowości do rozmowy, bo na tym polega koalicja – mówiła.
Czytaj więcej:
W poprzednich rządach koalicyjnych PiS-Zjednoczonej Prawicy jeśli nie było większości dla projektów, to zwykle albo tworzył się w ten czy inny sposób konsensus w koalicji, albo nad projektami po prostu nie głosowano. Również w sprawach gospodarczych. Teoretycznie rząd Tuska mógłby bez Klubu Lewicy poszukać w Sejmie dla projektu zaprezentowanego w czwartek głosów np. Konfederacji. Trudno jednak będzie KO znaleźć dobre wytłumaczenie głosowania razem ze Sławomirem Mentzenem i Grzegorzem Braunem w tak ważnej sprawie.