Czy gdy analizuje pan dane dotyczące kampanii samorządowej, to widzi pan w sieci zainteresowanie podobne jak w 2023 roku?
Nie, to są zupełnie inne wybory. 15 października to było „danie główne”. Wszystkie emocje, partie i kandydaci skumulowali się właśnie w ten dzień. Wszyscy liderzy o tym mówili. Była silna polaryzacja między głównymi partiami, dodatkowo Trzecia Droga i Konfederacja miały ofertę dla osób tą polaryzacją zmęczonych.
W tych wyborach jest inaczej. Nie ma takiego długiego preludium, jak przed wyborami do Sejmu w ubiegłym roku. Zależnie od miasta może być różnie, ale patrząc na wybory samorządowe z lotu ptaka, można powiedzieć, że nie było długiej prekampanii. W zasadzie dopiero od dwóch czy trzech tygodni ruszyła taka pełnowymiarowa kampania wyborcza. Widzimy to teraz w internecie czy na ulicach.
Czytaj więcej
Wybory samorządowe 2024 będą dla PiS najważniejszym sprawdzianem organizacyjnym. Ewentualna porażka może spowodować erozję w partii Jarosława Kaczyńskiego podobną do tej, która miała miejsce po 2007 roku.
Co najbardziej przyciąga uwagę?