Zaczęło się zgodnie ze strategią PiS. Jarosław Kaczyński spóźnił się na posiedzenie sejmowej komisji śledczej do spraw Pegasusa, pokazując jakim darzy ją szacunkiem.
- Nie przyrzeknę, że powiem wszystko co
wiem, bo tego nie mogę zrobić – takim oświadczeniem wygłoszonym przed swoim
przesłuchaniem ustawił pracę komisji. Jej przedstawiciele przez godzinę na
oczach całej Polski nie mogli ustalić, czy prezes może nie złożyć
przysięgi, czy może ją złożyć jedynie częściowo. - Ja mam tutaj złożyć, według
przepisów odnoszących się do działania komisji, przyrzeczenie. W tym
przyrzeczeniu jest formuła mówiąca o tym, że muszę powiedzieć wszystko, co
wiem. Ta część mojej wiedzy dotyczącej Pegasusa, która może być traktowana jako
tajna lub nawet ściśle tajna, jest minimalna, można powiedzieć nawet
marginalna, ale jeżeli mam powiedzieć całą prawdę, to nie mogę złożyć takiego
przyrzeczenia – tłumaczył były wicepremier Polski, nadzorujący komitet do spraw
bezpieczeństwa. Dyskusja powinna zostać ucięta w minutę. Niedoświadczeni parlamentarzyści
nie radzili sobie prawnie i emocjonalnie. Prezes bawił się z komisją w kotka i
myszkę. W związku ze złożeniem przez prezesa PiS niekompletnego przyrzeczenia komisja
przegłosowała wniosek do Sądu Okręgowego w Warszawie o ukaranie go. Po
godzinnym zamieszaniu i przepychankach słownych prace komisji ruszyły.
Czytaj więcej
Po godz. 12:00 prezes PiS Jarosław Kaczyński stanął jako świadek przed komisją ds. Pegasusa. Były premier wygłosił tylko część ślubowania świadka zastrzegając, że nie może wygłosić pełnej formuły z uwagi na brak zwolnienia go ze strony szefa rządu z przestrzegania tajemnicy. Dwaj posłowie PiS zostali wykluczeni z posiedzenia.
Posłowie biorący udział w obradach pokazali, że nie radzą sobie z problemem prawnym, nawet mając do dyspozycji ekspertów komisji. Tym prostym ruchem Kaczyński obnażył słabość jej członków i ich niekompetencję. Jeszcze mecz się na dobre nie rozpoczął, a już było 1:0 dla prezesa PiS.
Przemysław Wipler z Konfederacji stanął na wysokości zadania
Jedynie Przemysław Wipler zachował zimną krew i rozsądek, wytykając komisji błąd. Według posła Konfederacji komisja za wcześnie wezwała przed swoje oblicze Kaczyńskiego i mogła go przesłuchiwać naruszając prawo, gdyż ten nie złożył pełnej przysięgi. - Zaczynamy od politycznego wieloryba ze względów politycznych, bo są wybory – zwrócił uwagę Wipler. Posłowie nie pracują jeszcze na wszystkich dokumentach z MSWiA, bo nie mają do nich wglądu na tym etapie prac komisji. Parlamentarzysta Konfederacji zwrócił uwagę, że „nie było żadnego dokumentu, w którym byłoby nazwisko Kaczyński, który wytworzyłby, podpisał Kaczyński, który byłby kierowany na Kaczyńskiego”. Prezes PiS tylko się uśmiechał zadowolony. Było 2:0 dla Kaczyńskiego. Ale najlepsze dopiero miało się zacząć.