Charles Michel ogłosił w weekend, że stanie na czele listy swojej partii MR — belgijskich frankofońskich liberałów MR — w wyborach do Parlamentu Europejskiego zaplanowanych na 6-9 czerwca. Jeśli zostanie wybrany, a to jest w zasadzie przesądzone, to 16 lipca złoży ślubowanie jako nowy eurodeputowany i w tym momencie przestaje być przewodniczącym Rady Europejskiej. Normalnie jego 2,5 roczna kadencja (druga i ostatnia ) upływa 30 listopada i to jest element tradycyjnej układanki po wyborach do PE — w momencie, gdy znane są wyniki i wiadomo, które partie osiągnęły najlepsze rezultaty, następuje wybór nowych szefów unijnych instytucji, zazwyczaj na szczycie, lub dwóch, w czerwcu po wyborach. I potem ci kandydaci mają kilka miesięcy na zakończenie swoich starych zajęć i przygotowanie się do nowej roli.
Tym razem nowy szef RE nie będzie miał takiego luksusu. To stwarza niezwykle nerwową sytuację, bo od 1 lipca 2024 roku półroczne rotacyjne kierowanie UE przejmują Węgry. I jeśli nie uda się znaleźć takiego następcy Michela, który mógłby natychmiast rozpocząć urzędowanie, to trzeba będzie czasowo oddać funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej Viktorowi Orbanowi, najbardziej antyeuropejskiemu przywódcy w UE. To scenariusz, którego wszyscy chcą uniknąć.
Czytaj więcej
To oni symbolizują główne wydarzenia kończącego się roku, trudnego i burzliwego. Część szykuje się do ważnej roli i w następnym, 2024. Tradycyjnie do zestawienia nie trafiają Polacy.
— Rada Europejska może oprzeć swoją decyzję na rozporządzeniu, które można zmienić zwykłą większością głosów, przekazując prezydencję Rady Europejskiej urzędującemu przewodniczącemu Rady UE, którym w tym czasie będą Węgry — wyjaśniał Charles Michel w wywiadzie dla dziennika Le Soir. O co chodzi? W UE są dwie instytucje nazywane Radą. Jedna to Rada Europejska, której stały przewodniczący — teraz Charles Michel, przedtem Donald Tusk — koordynuje unijne szczyty, czyli spotkania przywódcy państw UE. Tam są podejmowane najważniejsze kierunkowe decyzje dla UE. Jest też Rada UE, która zbiera się w różnych formatach — ministrów ds. finansów, energii, rolnictwa, spraw zagranicznych itd. I ona podejmuje konkretne, legislacyjne decyzje w swoich dziedzinach. Tymi posiedzeniami Rady UE kieruje minister kraju sprawującego w danym półroczu rotacyjną prezydencję. Teraz będą to członkowie rządu Belgii, a w drugiej połowie 2024 roku, po wyborach do PE, będą to ministrowie węgierscy. I w sytuacji, gdyby nie udało się wybrać na miejsce Michela osoby gotowej od razu wypełniać swoją funkcję, to wtedy premier Węgier czasowo byłby gospodarzem unijnych szczytów.
Tej katastrofalnej dla wizerunku UE opcji może uniknąć tylko dwoma sposobami. Po pierwsze, Michel dostaje się co prawda do PE, ale nie obejmuje mandatu. Bo dostaje propozycję objęcia innego, intratnego stanowiska. Ten 48-letni polityk znany jest ze swoich ambicji, ale mimo usilnych zabiegów nie udało mu się do tej pory znaleźć innego miejsca dla siebie polityce międzynarodowej, stąd decyzja o starcie do PE. Przymierzał się nieoficjalnie do stanowiska sekretarza generalnego NATO — tutaj jednak silnym kandydatem jest premier Holandii Mark Rutte. Chciał być prezesem Europejskiego Banku Inwestycyjnego, jednak wyścig wygrała Nadia Calvino, minister finansów Hiszpanii. Michel nie jest wysoko oceniany przez innych przywódców UE, zatem szanse na znalezienie dla niego innego wysokiego stanowiska w strukturach międzynarodowych są minimalne. Z jednym wyjątkiem — gdyby Belgia wskazała go jako przyszłego komisarza. Tutaj jednak ma silną konkurencję w osobie Didiera Reyndersa, obecnego komisarza, oraz innych potencjalnych kandydatów.