– Będziemy głośno i zdecydowanie domagali się pełnej mobilizacji wolnego świata dla pomocy Ukrainie. Nie ma innej alternatywy – oświadczył w exposé Donald Tusk.
W środę poleciał on na szczyt UE do Brukseli, który rozstrzygnie, czy Unia uruchomi wart 50 mld euro megapakiet wsparcia dla Wołodymyra Zełenskiego i podejmie decyzję o rozpoczęciu rokowań akcesyjnych z naszym sąsiadem.
W miarę, jak zbliża się początek spotkania, pesymizm w unijnej centrali narasta. Głównym powodem jest blokada bliskiego Kremlowi, populistycznego premiera Węgier Viktora Orbána. Ale problemem jest też postawa Niemiec, które ze względu na własne problemy budżetowe nie chcą zwiększyć kasy Brukseli o nic więcej, niż planowany pakiet dla Ukrainy. Tymczasem kraje południa Europy, a w szczególności Włochy, zamierzają przy tej okazji wywalczyć dodatkowe środki na ochronę własnej granicy.
Czytaj więcej
Pieniądze i odzyskanie pozycji silnego gracza na scenie UE to cele pierwszej podróży Donalda Tuska.
W trakcie exposé Tusk starannie unikał wymieniania z nazwy Niemiec. Nie chciał, aby Jarosław Kaczyński to wykorzystał do nasilenia zarzutów, że polski premier jest de facto „niemieckim agentem”. Jednak to może nie trwać zbyt długo. Francuski „Le Monde” twierdzi, że jednym ze sposobów wymuszenia ustępstw na Orbánie (i krajach południa Europy) może być wspólna inicjatywa Trójkąta Weimarskiego. Gra Warszawy z Paryżem i Berlinem jest tym bardziej prawdopodobna, że Tusk w wystąpieniu sejmowym nie wspomniał o Grupie Wyszehradzkiej i Trójmorzu. Obie struktury są zasadniczo martwe z powodu przejęcia władzy w Budapeszcie i Bratysławie przez prorosyjskie ugrupowania populistyczne oraz brak jakichkolwiek zrealizowanych projektów po ośmiu latach funkcjonowania Trójmorza. Pozostaje współdziałanie z największymi krajami UE.