– Nie mamy zamiaru za nikim biegać – powiedział anonimowy rosyjski dyplomata gazecie „Izwiestia”. Chodziło mu o ewentualne rozpoczęcie rozmów pokojowych z Ukrainą. Gazeta twierdzi, że mogą się one odbyć na Węgrzech. O takim rozwiązaniu na początku grudnia mówił minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó. – Jesteśmy gotowi, kiedy tylko będzie to potrzebne, stać się pośrednikiem czy też zapewnić platformę dla rozmów, na której zasady będą takie same dla wszystkich – zapewniał szef węgierskiej dyplomacji.
Pośrednicy w kapitulacji
W Moskwie jednak powątpiewają, czy państwo należące do NATO może stać się pośrednikiem. – Węgry czy – powiedzmy – Słowacja mogłyby stać się pośrednikami. Ale z punktu widzenia współczesnych stosunków międzynarodowych rozumniej by było domagać się, by odbyły się one w jakimś neutralnym kraju, na przykład w Indiach – uważa Bogdan Bezpalko, członek kremlowskiej Rady ds. stosunków międzyetnicznych. – Trzy miesiące temu nawet nie było w użyciu takiego wyrażenia „przerwanie ognia”. A teraz utknęło ukraińskie kontrnatarcie, pojawił się konflikt na Bliskim Wschodzie, w Kijowie zaczęły się polityczne konflikty – wylicza rosyjski opozycjonista o dość dwuznacznej reputacji Grigorij Jawlinskij, dlaczego właśnie teraz mogą zacząć się rozmowy. Przy czym sam siebie proponuje na pośrednika, uzyskawszy wcześniej na to zgodę Władimira Putina.
Czytaj więcej
Pod naciskiem Donalda Trumpa republikanie blokują w Kongresie wsparcie dla Kijowa. Niepewna jest też pomoc Unii dla Ukraińców.
Mimo wszystko Kreml najmniej niepokoi się ewentualną zgodą Ukrainy na rozmowy, choć rosyjskie żądania wobec Kijowa tylko się zaostrzają. Na początku wojny Rosjanie domagali się jego rezygnacji ze wstąpienia do NATO oraz „denazyfikacji i demilitaryzacji” (przy czym nikt nie rozumiał o co chodzi). W czasie rozmów rosyjsko-ukraińskich w marcu ubiegłego roku Kreml żądał już ograniczenia ukraińskiej armii do 85 tys. żołnierzy, uznania aneksji Krymu, a Doniecka i Ługańska – za niepodległe państwa.
Do chwili obecnej rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow kilka razy (jeśli nie kilkanaście) powtórzył, że należy „brać pod uwagę realia na ziemi”. To znaczy, że Kijów musiałby uznać aneksję jednej piątej swego terytorium.