W 2020 r. było ich 34 tys., w 2021 – 67 tys., w ub.r. – 105 tys. W ciągu niespełna czterech miesięcy tego roku już 36 tys. migrantów dotarło z Afryki Północnej na włoskie wybrzeża. To ogromna liczba, bo sezon przerzutowy jeszcze się nie zaczął: morze wciąż pozostaje często wzburzone. O tej porze w ubiegłym roku liczba osób, którym udało się dotrzeć na włoskie wybrzeże była kilkukrotnie niższa (8,6 tys.). W Rzymie można usłyszeć, że w całym 2023 r. fala migracja może zanieść do Włoch nawet 900 tys. osób.
Zastąpienie społeczeństwa
Ten napływ zbiegł się z ogłoszeniem katastrofalnych danych o przyroście naturalnym. W ubiegłym roku Włoszki urodziły 393 tys. dzieci, najmniej od zjednoczenia kraju w 1861 r. To ledwie 1,24 dziecka na kobietę, dalece mniej, niż wynosi minimalny poziom rozrodczości (2,1 dziecka na kobietę) pozwalający na odtworzenie pokoleń. Włochy, które całkiem niedawno były pod względem liczby mieszkańców porównywalne z Francją, dziś mają o 8 mln mniejszą ludność (59 mln). Bo też problemy demograficzne półwysep ma już od lat 70., najdłużej ze wszystkich państw zachodniej Europy.
Czytaj więcej
Na wniosek ministra ochrony ludności i polityki morskiej Nello Musumeciego rząd zatwierdził stan wyjątkowy w całym kraju w związku z wyjątkowym wzrostem napływu migrantów przez Morze Śródziemne.
Kraj, którego dług (135 proc. PKB) proporcjonalnie nie ma sobie równych w Unii poza Grecją, z coraz większym trudem dźwiga więc rosnącą armię starszych osób (samych stulatków jest 22 tys.), bo młodych, którzy mieliby na nich pracować, jest coraz mniej.
– Jesteśmy świadkami zastępowania etnicznego ludności – ostrzega minister rolnictwa Francesco Lollobrigida, jeden z najbliższych współpracowników premier Giorgii Melonii i członek jej ugrupowania Bracia Włosi (FdI).