Włochy boją się zalewu imigrantów. Premier twierdzi, że kolejny raz zawiodła UE

Rząd Giorgii Meloni wprowadza drastyczne środki, aby powstrzymać lawinowo rosnącą liczbę uciekinierów nadciągających od morza.

Publikacja: 24.04.2023 03:00

Władze w Rzymie obawiają się w tym roku masowego napływu nielegalnych imigrantów

Władze w Rzymie obawiają się w tym roku masowego napływu nielegalnych imigrantów

Foto: Filippo MONTEFORTE/AFP

W 2020 r. było ich 34 tys., w 2021 – 67 tys., w ub.r. – 105 tys. W ciągu niespełna czterech miesięcy tego roku już 36 tys. migrantów dotarło z Afryki Północnej na włoskie wybrzeża. To ogromna liczba, bo sezon przerzutowy jeszcze się nie zaczął: morze wciąż pozostaje często wzburzone. O tej porze w ubiegłym roku liczba osób, którym udało się dotrzeć na włoskie wybrzeże była kilkukrotnie niższa (8,6 tys.). W Rzymie można usłyszeć, że w całym 2023 r. fala migracja może zanieść do Włoch nawet 900 tys. osób.

Zastąpienie społeczeństwa

Ten napływ zbiegł się z ogłoszeniem katastrofalnych danych o przyroście naturalnym. W ubiegłym roku Włoszki urodziły 393 tys. dzieci, najmniej od zjednoczenia kraju w 1861 r. To ledwie 1,24 dziecka na kobietę, dalece mniej, niż wynosi minimalny poziom rozrodczości (2,1 dziecka na kobietę) pozwalający na odtworzenie pokoleń. Włochy, które całkiem niedawno były pod względem liczby mieszkańców porównywalne z Francją, dziś mają o 8 mln mniejszą ludność (59 mln). Bo też problemy demograficzne półwysep ma już od lat 70., najdłużej ze wszystkich państw zachodniej Europy.

Czytaj więcej

Stan wyjątkowy we Włoszech. Niespotykany napływ imigrantów

Kraj, którego dług (135 proc. PKB) proporcjonalnie nie ma sobie równych w Unii poza Grecją, z coraz większym trudem dźwiga więc rosnącą armię starszych osób (samych stulatków jest 22 tys.), bo młodych, którzy mieliby na nich pracować, jest coraz mniej.

– Jesteśmy świadkami zastępowania etnicznego ludności – ostrzega minister rolnictwa Francesco Lollobrigida, jeden z najbliższych współpracowników premier Giorgii Melonii i członek jej ugrupowania Bracia Włosi (FdI).

Ta uwaga spotkała się z ostrą krytyką. Nie tylko we Włoszech, ale i poza granicami kraju uznano ją za rasistowską, wyraz białej supremacji. Elly Schlein, sekretarz generalna opozycyjnej Partii Demokratycznej, wskazała, że jest to tym bardziej niepokojące, iż partia Lollobrigidy korzeniami sięga do ruchu Mussoliniego lat 30. A więc faszyzmu.

Jednak opozycja pozostaje w mniejszości w parlamencie i nie jest w stanie wpłynąć na politykę migracyjną rządu. Już trzy tygodnie temu ten wprowadził na sześć miesięcy stan wyjątkowy w sprawie migracji. Dzięki temu Rzym może o wiele szybciej mobilizować środki na powstrzymanie nielegalnej migracji.

Czytaj więcej

Z miesiąca na miesiąc przybywało migrantów. Teraz USA i Kanada stawiają szlaban na granicy

W czwartek Meloni poszła jednak znacznie dalej. Z jej inicjatywy Senat przyjął ustawę, która wywołała zaniepokojenie organizacji pozarządowych. Zakłada ona, że nielegalni imigranci, którzy dotrą do Włoch, będą osadzeni w specjalnych obozach w oczekiwaniu na odpowiedź na prośbę azyl. Nie będą mogli z nich wyjść. A może to zająć do dwóch lat.

Zlikwidowano także pomoc humanitarną dla tych, którzy za uchodźców nie zostaną uznani. Do 30 lat więzienia będzie natomiast groziło tym, którzy zajmują się przerzutem nielegalnych migrantów. Najwyższa kara miałaby zostać nałożona, kiedy uchodźcy zginęliby w morskich falach.

Rząd zamierza zlikwidować obowiązujące do tej pory środki, które miały pozwolić na integrację migrantów, jak finansowane przez państwo kursy języka włoskiego. Nie będą też mieli prawa pracować. Nowe przepisy powinny szybko zostać zatwierdzone przez izbę niższą parlamentu, gdzie koalicja rządowa, na którą poza FdI składają się Liga i Forza Italia, ma zdecydowaną większość.

Nie tylko jednak opozycja odnosi się krytycznie do nowych rozwiązań. Także organizacja przedsiębiorców wskazuje, że kraj notuje drastyczny brak rąk do pracy, w szczególności w zawodach, którymi Włosi nie chcą się zajmować. Chodzi w szczególności o prace przy zbiorze plonów rolnych, ale też w budownictwie czy przy opiece nad osobami starszymi. Tylko imigranci mogą zapełnić takie wakaty.

Jesteśmy świadkami upadku państwa tunezyjskiego

Josep Borrell, wysoki przedstawiciel Unii ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa

Meloni uważa jednak, że znaczną część odpowiedzialności za kryzys migracyjny ponosi Unia. Jej podejście niewiele się zmieniło od wielkiego kryzysu uchodźczego 2015 r. Co prawda w minionym tygodniu Parlament Europejski przyjął dyrektywę zakładającą, że państwa członkowskie albo dobrowolnie przyjmą część migrantów, którzy dotarli do krajów południa Europy, albo przekażą tym ostatnim pomoc finansową. Jednak szanse na to, że taka propozycja zostanie przyjęta przez Radę UE, są niezwykle ograniczone.

Włochom nie sprzyja też rozwój wypadków po drugiej stronie Morza Śródziemnego.

– Jesteśmy świadkami upadku państwa tunezyjskiego – mówi wprost wysoki przedstawiciel ds. zagranicznych UE Josep Borrell.

Załamanie Tunezji

Kraj, który przed ośmioma laty był wielką nadzieją arabskiej wiosny, zarzucił demokrację. Prezydent Kais Saied nie tylko wprowadza coraz więcej elementów dyktatury, ale też nie jest w stanie powstrzymać upadku gospodarczego państwa. Przez lata władze w Tunisie współpracowały z Włochami w powstrzymaniu fali imigracji, trochę na wzór porozumienia, jakie w 2016 r. kanclerz Angela Merkel wynegocjowała z prezydentem Turcji Recepem Erdoganem. Jednak teraz tunezyjska straż graniczna coraz mniej skutecznie powstrzymuje przepełnione statki z migrantami, które kierują się na północ. W połowie kwietnia tylko w jeden weekend organizacje humanitarne uratowały dwie takie jednostki z przeszło 2 tys. osób na pokładzie, które targało wzburzone morze. Jednak nieco wcześniej, 27 lutego, katastrofa podobnego statku zakończyła się tragedią: w falach utonęły 94 osoby, z czego jedną trzecią stanowiły dzieci.

Włoskie media opisują, jak w Tunezji czarnoskórzy migranci są ofiarami rasistowskich ataków, czasem z udziałem przedstawicieli władz. Podobnie jak Lollobrigida, także Saied mówi o ryzyku „zastąpienia etnicznego ludności”, tym razem przez przybyszy z Afryki Subsaharyjskiej.

Taka sytuacja w jeszcze większym stopniu popycha migrantów do prób przedostania się do Włoch mimo, że ryzykują własne życie. I to nawet nie czekając, aż się uspokoi morze.

W 2020 r. było ich 34 tys., w 2021 – 67 tys., w ub.r. – 105 tys. W ciągu niespełna czterech miesięcy tego roku już 36 tys. migrantów dotarło z Afryki Północnej na włoskie wybrzeża. To ogromna liczba, bo sezon przerzutowy jeszcze się nie zaczął: morze wciąż pozostaje często wzburzone. O tej porze w ubiegłym roku liczba osób, którym udało się dotrzeć na włoskie wybrzeże była kilkukrotnie niższa (8,6 tys.). W Rzymie można usłyszeć, że w całym 2023 r. fala migracja może zanieść do Włoch nawet 900 tys. osób.

Pozostało 90% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala