Choć za niecałe dwa tygodnie odbędą się wybory prezydenckie, to wielu parlamentarzystów już dziś myśli o październikowym głosowaniu. Tak też jest w Platformie. Bo to nie tylko od wyników wyborów będzie zależał kształt rządu, ale też samej Platformy.
Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że w kilku regionach rozpoczęła się już walka o najlepsze miejsca na listach do Sejmu. – Słychać już w kuluarach lamenty, że ktoś się nie załapie albo będzie za nisko – mówi poseł PO.
Najgłośniej o swoje upomina się ostatnio Joanna Mucha. Publicznie się skarży, że partyjni koledzy z Lubelszczyzny nie chcą jej wpuścić na listę do Sejmu. Twierdzi wręcz, że chcą ją wymazać z historii. Przykład? Budowa basenu olimpijskiego w Lublinie, na który, będąc ministrem sportu, zwiększyła dofinansowanie. „Magda Gąsior-Marek i Minister Biernat wzajemnie dziękują sobie za tę inwestycję. Ja oczywiście nie zostałam zaproszona. Rozumiecie coś z tego?" – napisała na Facebooku. Podobne boje m.in. z Gąsior-Marek Mucha toczyła już cztery lata wcześniej. Wtedy interweniował Donald Tusk.
Trudności z tworzeniem list może mieć też kujawsko-pomorski baron PO Tomasz Lenz, któremu wyrosła konkurencja w postaci szefowej MSW Teresy Piotrowskiej. – Na razie w ogóle o tym nie myślimy, trwa kampania prezydencka – przekonuje Lenz i zapewnia, że konfliktu nie będzie. Jak wskazuje nam jednak osoba znająca kulisy, sytuacja w regionie jest skomplikowana. – Ostatnio jedynkę miał tam Radosław Sikorski, ale dziś to Teresa jest bliżej ucha Kopacz – mówi nasz rozmówca. – Lenz będzie się musiał liczyć ze zdaniem Piotrowskiej – podkreśla nasz rozmówca.
Swoją pozycję próbują odbudowywać też konserwatyści, którzy po odejściu Jarosława Gowina zostali spacyfikowani i przestali się liczyć w partyjnych układankach. Gdy zdali sobie sprawę, że podzieleni i rozbici nic nie znaczą, zwarli szyki i wrócili do walki.