PM: Wiosną 1993 r. nuncjusz apostolski w Polsce zaproponował rządowi, którego była pani premierem, podjęcie negocjacji w sprawie konkordatu. Dlaczego uważaliście, że była to szansa dla Polski? Co mielibyśmy dzięki niemu zyskać?
Hanna Suchocka: To nie było tak, że idea podpisania konkordatu wypłynęła nagle za naszego rządu w 1993 r. Rozmowy dotyczące zawarcia umowy ze Stolicą Apostolską zaczęły się jeszcze w latach 70. W latach bezpośrednio poprzedzających prace mojego rządu idea ta była ciągle obecna w takiej czy innej formie. Watykan był gotowy do zawarcia konwencji z rządem PRL w połowie lat 80. I dopiero zmiana sytuacji politycznej w Polsce w drugiej połowie 1988 r., czego wyrazem było np. utworzenie Komitetu Obywatelskiego Lecha Wałęsy, dała Watykanowi sygnał, że trzeba poczekać. Ale sprawy najważniejsze w stosunkach państwo – Kościół zostały uregulowane w trzech ustawach uchwalonych w maju 1989 r., a więc jeszcze w czasie kadencji Sejmu PRL. Te ustawy były kluczowe. Wszyscy, którzy dziś mówią o przywilejach Kościoła w Polsce, zapominają, że podstawowe rozwiązania zostały zawarte w ustawie o stosunku państwa do Kościoła katolickiego, łącznie z regulacjami dotyczącymi rewindykacji majątkowych Kościoła (art. 61).
Po wyborach w czerwcu 1989 r. nastąpiło wznowienie stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. I od momentu przyjazdu nuncjusza apostolskiego do Warszawy można liczyć czas pracy nad przygotowywaniem konkordatu. To było jego główne zadanie. A kiedy powstał rząd Tadeusza Mazowieckiego, to jedno z pierwszych oświadczeń premiera w sprawie polityki zagranicznej dotyczyło właśnie tej sprawy. Mazowiecki bardzo wyraźnie powiedział, że ułożenie nowych stosunków ze Stolicą Apostolską jest jednym z jego priorytetów. Trzeba też pamiętać, że myślenie o zawarciu tej umowy wpisywało się w nową sytuację geopolityczną, w której Polska, uwolniwszy się spod kurateli Związku Radzieckiego, wreszcie mogła samodzielnie decydować, z kim chce mieć stosunki traktatowe. Zatem w pierwszych latach po 1989 r. zawarliśmy szereg nowych umów, np. z państwami, które powstały po rozpadzie Związku Radzieckiego, ale nie tylko, bo także np. ze zjednoczonymi Niemcami. Byłoby czymś, w tym kontekście, kompletnie niezrozumiałym, gdybyśmy nie zawarli umowy międzynarodowej z tak ważnym podmiotem międzynarodowym, jakim jest Stolica Apostolska.
Polska w przeszłości miała już konkordat (z 1925 r.), jednostronnie wypowiedziany przez rząd komunistyczny w 1945 r. Uznano jednak, że nie będzie powrotu do tamtego przedsoborowego rozwiązania, opierał się on bowiem na innych zasadach. Wraz z całym nurtem soborowym istotnej zmianie uległo postrzeganie roli konkordatu. Nie widziano w nim instrumentu kościelnych przywilejów, pozwalającego utrzymać dominującą pozycję Kościoła, a stał się wyraźnym narzędziem rozwiązywania problemów prawnych w stosunkach wzajemnych pomiędzy państwem i Kościołem. Opierał się na zasadzie wzajemnego poszanowania autonomii państwa i Kościoła oraz współdziałania dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego.
Skoro rzecz była tak ważna dla Polski, to dlaczego nie załatwił jej rząd Mazowieckiego?