Niewłaściwe kontakty z agenturą, defraudacje funduszu operacyjnego, wykorzystywanie stanowiska służbowego, pijaństwo i alkoholizm, nieobyczajne zachowanie, a także zdrady i ucieczki czy samobójstwa funkcjonariuszy. Te różne typy dysfunkcji w Służbie Bezpieczeństwa w ostatnich dwóch dekadach PRL sklasyfikował i opisał na dziesiątkach przykładów Daniel Wicenty, socjolog z oddziału IPN w Gdańsku, w swojej pionierskiej książce „Zgniłe jabłka, zepsute skrzynki i złe powietrze".
Jej intrygujący tytuł wywodzi się z metafory zaczerpniętej z anglojęzycznych nauk społecznych, i oznacza osobę, która wpływa negatywnie na całą grupę. Jak wiadomo, jeden zgniły owoc, jeśli w porę go nie usuniemy, może doprowadzić do zepsucia wielu innych jabłek. Zepsute skrzynki są odpowiednikiem struktury organizacyjnej, a złe powietrze to zewnętrzne otoczenie społeczno-kulturowe, w którym działała bezpieka.
Niektóre z zachowań dysfunkcyjnych wprost wynikały ze specyfiki funkcjonowania i zadań SB, inne miały bardziej ogólny charakter. Jaka była ich skala? Czy w rezultacie skuteczność SB, jako tajnej policji politycznej, która stała na straży ustroju komunistycznego i monopolistycznej pozycji PZPR, znacząco spadała i należy ją uznać raczej za organizację niewydolną, dotkniętą rozlicznymi patologiami, której funkcjonariusze byli zdemoralizowani?
Alkoholowy problem
Resortowe instrukcje wyraźnie nakazywały, aby nie dopuszczać do spoufalenia się tajnego współpracownika z funkcjonariuszem. Niektórzy informatorzy wykorzystywali jednak sformalizowanie kontaktów z SB jako parasol ochronny dla siebie i swojego biznesu czy dla uzyskania paszportu. Funkcjonariusz zaś za sprawą de facto fikcyjnej rejestracji mógł się wykazać kolejnym agentem na stanie, a dodatkowo wdzięczny biznesmen potrafił się też odwzajemnić za opiekę i pomoc.
Finał takich spraw nie zawsze był szczęśliwy. Świadczy o tym przypadek ppłk. Skwary z Gdańska, doświadczonego esbeka z blisko 30-letnim stażem pracy. Na początku lat 80. przejął on na kontakt TW „Katarzynę", która prowadziła działalność handlowo-importową. Funkcjonariusz interweniował na jej rzecz w urzędzie celnym. Przełożonym tłumaczył, że w zamian liczy na większe zaangażowanie informatorki. W rzeczywistości miał romans ze swoją agentką. Obyczajowe tło sprawy wyszło na jaw, gdy po poważnym wypadku samochodowym przez wiele tygodni leżał w szpitalu. Podczas odwiedzin żona esbeka co najmniej dwukrotnie przypadkowo spotkała swoją rywalkę, co skończyło się karczemnymi awanturami, wyzwiskami i interwencjami personelu szpitalnego.