Alkohol, kochanki i przekręty. Rozpasanie świata SB

Poważnym problemem w Służbie Bezpieczeństwa był alkohol. Prawie co drugie przewinienie popełniał funkcjonariusz w stanie nietrzeźwym. Alkohol był przyczyną sprzeczek, rozbijania służbowych samochodów, gubienia legitymacji i broni służbowej czy dekonspiracji podczas knajpianych libacji.

Publikacja: 16.08.2019 18:00

Adam Hodysz jest najbardziej znanym podwójnym agentem SB. Jako funkcjonariusz współpracował m.in. z

Adam Hodysz jest najbardziej znanym podwójnym agentem SB. Jako funkcjonariusz współpracował m.in. z Ruchem Młodej Polski i Solidarnością

Foto: Agencja Gazeta

Niewłaściwe kontakty z agenturą, defraudacje funduszu operacyjnego, wykorzystywanie stanowiska służbowego, pijaństwo i alkoholizm, nieobyczajne zachowanie, a także zdrady i ucieczki czy samobójstwa funkcjonariuszy. Te różne typy dysfunkcji w Służbie Bezpieczeństwa w ostatnich dwóch dekadach PRL sklasyfikował i opisał na dziesiątkach przykładów Daniel Wicenty, socjolog z oddziału IPN w Gdańsku, w swojej pionierskiej książce „Zgniłe jabłka, zepsute skrzynki i złe powietrze".

Jej intrygujący tytuł wywodzi się z metafory zaczerpniętej z anglojęzycznych nauk społecznych, i oznacza osobę, która wpływa negatywnie na całą grupę. Jak wiadomo, jeden zgniły owoc, jeśli w porę go nie usuniemy, może doprowadzić do zepsucia wielu innych jabłek. Zepsute skrzynki są odpowiednikiem struktury organizacyjnej, a złe powietrze to zewnętrzne otoczenie społeczno-kulturowe, w którym działała bezpieka.

Niektóre z zachowań dysfunkcyjnych wprost wynikały ze specyfiki funkcjonowania i zadań SB, inne miały bardziej ogólny charakter. Jaka była ich skala? Czy w rezultacie skuteczność SB, jako tajnej policji politycznej, która stała na straży ustroju komunistycznego i monopolistycznej pozycji PZPR, znacząco spadała i należy ją uznać raczej za organizację niewydolną, dotkniętą rozlicznymi patologiami, której funkcjonariusze byli zdemoralizowani?

Alkoholowy problem

Resortowe instrukcje wyraźnie nakazywały, aby nie dopuszczać do spoufalenia się tajnego współpracownika z funkcjonariuszem. Niektórzy informatorzy wykorzystywali jednak sformalizowanie kontaktów z SB jako parasol ochronny dla siebie i swojego biznesu czy dla uzyskania paszportu. Funkcjonariusz zaś za sprawą de facto fikcyjnej rejestracji mógł się wykazać kolejnym agentem na stanie, a dodatkowo wdzięczny biznesmen potrafił się też odwzajemnić za opiekę i pomoc.

Finał takich spraw nie zawsze był szczęśliwy. Świadczy o tym przypadek ppłk. Skwary z Gdańska, doświadczonego esbeka z blisko 30-letnim stażem pracy. Na początku lat 80. przejął on na kontakt TW „Katarzynę", która prowadziła działalność handlowo-importową. Funkcjonariusz interweniował na jej rzecz w urzędzie celnym. Przełożonym tłumaczył, że w zamian liczy na większe zaangażowanie informatorki. W rzeczywistości miał romans ze swoją agentką. Obyczajowe tło sprawy wyszło na jaw, gdy po poważnym wypadku samochodowym przez wiele tygodni leżał w szpitalu. Podczas odwiedzin żona esbeka co najmniej dwukrotnie przypadkowo spotkała swoją rywalkę, co skończyło się karczemnymi awanturami, wyzwiskami i interwencjami personelu szpitalnego.

Nie był to zresztą jedyny kłopot podpułkownika. Jak się okazało, rozbitego datsuna (wówczas marka rzadka na polskich ulicach) kupił za dolary od właściciela warsztatu samochodowego, zajmującego się sprowadzaniem aut z RFN, którym to interesował się Wydział ds. Przestępczości Gospodarczej. Pomocny esbek ręczył, że to uczciwy człowiek, i pomógł mu „odblokować" paszport. Ostatecznie ppłk Skwara został zdegradowany do stopnia podporucznika i wydalony ze służby. Nie pomogła mu też interwencja zdesperowanej kochanki i agentki. Napisała ona donos na jego przełożonego, który prowadził przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. Adresatem jej listu był sam gen. Czesław Kiszczak.

Poważnym problemem w resorcie był alkohol. O skali pijaństwa i jego negatywnych skutkach najlepiej świadczy fakt, że prawie co drugie przewinienie popełniał funkcjonariusz w stanie nietrzeźwym. Alkohol był przyczyną sprzeczek między esbekami, rozbijania służbowych samochodów, wywoływania awantur w miejscach publicznych, gubienia legitymacji i broni służbowej czy spoufalania się z agenturą bądź dekonspiracji podczas knajpianych libacji. Skutkiem było wyrzucenie z SB i upadek karier dobrze zapowiadających się funkcjonariuszy.

Niechlubnym przykładem jest naczelnik Wydziału III Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Gdańsku ppłk Wojtalik, który regularnie pił wódkę w godzinach pracy w swoim gabinecie. Do picia namawiał też swoich podwładnych. W trakcie libacji niejednokrotnie opuszczał pokój i pozostawiał swoich kompanów od kieliszka samych, bez nadzoru. Pewnego dnia w gabinecie przypadkowo spotkały się jego dwie kochanki. Doszło między nimi do awantury, połączonej ze zdemolowaniem pokoju. Przy okazji jedna z kobiet zabrała z szafy pancernej zdjęcie z chrztu córki Lecha Wałęsy, wykonane z ukrycia przez SB w kościele św. Brygidy. W tym czasie naczelnik zamroczony alkoholem spał na biurku. Po tym incydencie oficer został ostatecznie zdegradowany i zwolniony dyscyplinarnie ze służby.

Za pan brat z przestępcami

Skutkiem rozluźnienia dyscypliny w resorcie w drugiej połowie lat 80. były tzw. brudne wspólnoty, złożone ze skorumpowanych funkcjonariuszy, którzy wraz partyjnymi aparatczykami, przedsiębiorcami polonijnymi, cinkciarzami, prostytutkami czy pospolitymi złodziejami tworzyli nieformalne układy powiązań, dopuszczając się różnego rodzaju nadużyć.

Beneficjentami różnego rodzaju bonusów byli funkcjonariusze z pionu paszportowego. Nadużyciom sprzyjały nieprzejrzyste i nieprzewidywalne reguły (a właściwie ich brak) przy wydawaniu paszportów. Łapówka pomagała zmniejszyć tę niepewność. W zamian za obietnicę pozytywnego załatwienia spraw paszportowych inspektor z Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krapkowicach na Opolszczyźnie, w ciągu kilku lat przyjął od różnych osób ubiegających się o wyjazd do RFN ponad 6 tys. marek zachodnioniemieckich, 500 dolarów USA oraz złotą biżuterię i inne przedmioty o łącznej wartości ponad 600 tys. zł.

W połowie lat 80. dwoje funkcjonariuszy z Częstochowy wydało paszport paulinowi z Jasnej Góry, dwa dni przed formalnie ustalonym terminem odbioru, uniemożliwiając w ten sposób koledze z Departamentu IV, zajmującego się rozpracowaniem Kościoła katolickiego, odbycie z duchownym rozmowy operacyjnej. W śledztwie nie ujawnili pobudek swojego działania. Zamieszaną w sprawę funkcjonariuszkę podejrzewano o kontakty „ze środowiskiem klerykalnym". Jak się okazało, jej mąż w przeszłości był alumnem w seminarium duchownym.

Wykorzystując stanowisko służbowe, niektórzy funkcjonariusze próbowali wpływać na śledztwa prowadzone przeciwko znajomym, tuszując ewidentne nadużycia, informując o przebiegu postępowania czy planowanych czynnościach śledczych.

W niektóre z tych zdarzeń zamieszani byli esbecy na kierowniczych stanowiskach. Nie dotyczyło to tylko oficerów z centrali, ale także lokalnych kacyków. Często były to nadużycia powstałe przy budowie domków letniskowych czy willi. Prawdziwy wysyp tego rodzaju spraw miał miejsce na przełomie 1980 i 1981 r., co wiązało się z rozliczeniem ekipy Gierka i powstaniem Solidarności. Podobne sprawy toczyły się także w następnych latach. Przykładem może być zachowanie szefa RUSW w Wałczu, który na budowę domu jednorodzinnego nie tylko wykorzystał drewno pochodzące z kradzieży, ale też do transportu materiałów budowlanych korzystał ze służbowego samochodu ciężarowego. Na budowie pracowało też siedmiu jego podwładnych. Esbek został skazany na siedem lat pozbawienia wolności i wysoką grzywnę.

Nieprawomyślne wyjątki

Zagrożeniami, które dotyczyły nie tyle samych funkcjonariuszy, ile przede wszystkim ich rodzin, były „klerykalizm" i „religianctwo". Zaradzić temu miały rozmowy pracowników pionu polityczno-wychowawczego z żonami esbeków, choć w licznych przypadkach nie przyniosły one pożądanego skutku. Esbecy, których dzieci brały udział w praktykach religijnych (uczęszczały na lekcje religii czy przystępowały do pierwszej komunii), musieli się liczyć ze zwolnieniem ze służby.

Ale modelowy esbek utożsamiał się z misją przypisaną „firmie", w której pracował, nie miał też dylematów czy rozterek moralnych związanych z wykonywaną pracą. Do prawdziwych wyjątków należeli funkcjonariusze o „nieprawomyślnych" poglądach.

W latach 80. zaledwie kilku wyjechało też do „krajów kapitalistycznych" i odmówiło powrotu. Nie były to jednak jakieś ważne esbeckie figury. Najbardziej spektakularny charakter miała ucieczka Eligiusza Naszkowskiego (tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego to on przekazał SB nagranie obrad Komisji Krajowej Solidarności w Radomiu, które propagandowo wykorzystała ekipa Jaruzelskiego). Ten działacz pierwszej Solidarności z Piły i równocześnie agent SB, a następnie kadrowy funkcjonariusz bezpieki i uciekinier z PRL, nie był jednak typowym esbekiem. Jesienią 1984 r. Naszkowski miał wyjechać na placówkę do Mongolii. Zamiast w Ułan Bator wylądował wraz z rodziną w Berlinie Zachodnim. Później pojawiły się też pogłoski, że nawiązał współpracę z jedną z zachodnich służb specjalnych. Jego dalsze losy nie są jednak znane.

Chyba jeszcze rzadsze były przypadki zdrady na rzecz „przeciwnika politycznego". Najbardziej znana jest sprawa kpt. Adama Hodysza, który od końca lat 70. utrzymywał kontakty z działaczami Ruchu Młodej Polski i Wolnych Związków Zawodowych w Gdańsku, a później z Solidarnością (zdemaskował kilku agentów SB w tych środowiskach). O zdradzie kapitana bezpieka dowiedziała się na początku 1983 r. Hodysz został jednak zatrzymany dopiero prawie dwa lata później. Być może w tym czasie był nieświadomie wykorzystywany przez SB do upowszechniania w środowiskach opozycyjnych odpowiednio spreparowanych informacji. W 1985 r. został skazany na sześć lat więzienia, na wolność wyszedł w grudniu 1988 r.

Za sferę dyscyplinarno-wychowawczą w SB odpowiadał powołany przez gen. Kiszczaka w końcu 1984 r. Zarząd Ochrony Funkcjonariuszy i podległe mu w terenie inspektoraty. Głównym zadaniem tej „policji w policji" było wyselekcjonowanie i usunięcie z resortu „zgniłych jabłek". Sprawami dyscypliny zajmował się również Główny Inspektorat Ministra Spraw Wewnętrznych oraz resortowe komórki PZPR (upartyjnienie w całej SB przekraczało 80 proc., a w pionie wywiadu nawet 90 proc.).

Być albo mieć

Od połowy lat 80. w szeregach SB narastało niezadowolenie spowodowane relatywnie malejącymi zarobkami. Zbiegło się ono w czasie z osłabieniem znaczenia motywacji ideowych na rzecz materialnych. W efekcie z roku na rok nasilał się odpływ esbeków czy milicjantów do firm prywatnych i przedsiębiorstw polonijnych. Doszło nawet do tego, że w 1986 r. inspektor z wydziału kościelnego w Częstochowie dorabiał do pensji handlem dewocjonaliami. Miarka się przebrała, gdy po pijanemu zdekonspirował dwóch tajnych współpracowników. Ostatecznie został wyrzucony z SB. Inny dorabiał, regularnie świadcząc usługi fotograficzne we włocławskich przedszkolach, nie informując o tym przełożonych.

Funkcjonariusze dopuszczali się również malwersacji przy rozliczaniu środków z funduszu operacyjnego, przywłaszczając część wynagrodzeń tajnych współpracowników bądź dzieląc się z nimi „po cichu" pieniędzmi wypłacanymi bez faktycznego uzasadnienia. Wewnętrzne mechanizmy kontrolne miały te praktyki ograniczyć. Jednorazowe kwoty nie były zazwyczaj duże, choć kapitan z Kraśnika na przestrzeni lat 1982–1983 uzbierał dodatkowo około pięciu przeciętnych wynagrodzeń miesięcznych, za co został wyrzucony z SB.

Zgromadzone w jednym miejscu i szczegółowo opisane liczne przypadki różnego rodzaju przewinień funkcjonariuszy mogą prowadzić do wniosku, że skala dysfunkcji w SB była znaczna, że był to poważny problemem uniemożliwiający jej sprawne funkcjonowanie, zjawisko wręcz o systemowym charakterze. Byłaby to jednak teza błędna. Świadczą o tym choćby cząstkowe dane dotyczących liczby przewinień służbowych czy liczby ukaranych funkcjonariuszy. Wynika z nich, że esbecy byli zdecydowanie bardziej zdyscyplinowani niż np. milicjanci.

W końcu lat 80. w SB zatrudnionych było około 25 tys. funkcjonariuszy. Według danych z 1988 r. ukaranych zostało ogółem 6160 pracowników MSW, w tym jedynie 475 esbeków. Nawet jeśli nie wszystkie przewinienia zostały rozpoznane i nie wszystkie zostały zarejestrowane, to skala dysfunkcji w SB wydaje się niewielka, a naruszenie dyscypliny było zazwyczaj surowo karane, łącznie z wyrzuceniem ze służby.

Z perspektywy bezpieki, a tylko taka perspektywa w badaniu skali dysfunkcji w SB jest właściwa, „zgniłym jabłkiem" z pewnością był kpt. Hodysz, który informował opozycję, ale nie morderca ks. Popiełuszki – płk Piotrowski. Ten, co najwyżej, wykonał swoją robotę zbyt dobrze. W przypadku dysfunkcji w bezpiece nie chodzi przecież o moralną ocenę postawy esbeków, ale o te ich czyny, które były sprzeczne z celem i zadaniami stawianymi przed SB.

Funkcjonariusze, którzy sprzeniewierzyli się swojej służbie, stanowili jednak margines, a SB właściwie do końca istnienia PRL skutecznie wypełniała swoją misję, będąc tarczą i mieczem systemu komunistycznego.

Daniel Wicenty, „Zgniłe jabłka, zepsute skrzynki i złe powietrze. Dysfunkcje w Służbie Bezpieczeństwa w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w XX wieku", Gdańsk – Warszawa 2018

Krzysztof Tarka jest historykiem, kierownikiem Katedry Historii Najnowszej w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Niewłaściwe kontakty z agenturą, defraudacje funduszu operacyjnego, wykorzystywanie stanowiska służbowego, pijaństwo i alkoholizm, nieobyczajne zachowanie, a także zdrady i ucieczki czy samobójstwa funkcjonariuszy. Te różne typy dysfunkcji w Służbie Bezpieczeństwa w ostatnich dwóch dekadach PRL sklasyfikował i opisał na dziesiątkach przykładów Daniel Wicenty, socjolog z oddziału IPN w Gdańsku, w swojej pionierskiej książce „Zgniłe jabłka, zepsute skrzynki i złe powietrze".

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje